HistoriaWażne!Wywiad

Niebo jest otwarte dla tych, którzy służą ojczyźnie

W poniedziałek 6 grudnia zmarł Grzegorz Popielczyk. Wspominamy założyciela żyrardowskiej „Solidarności” wyjątkowym wywiadem, który przeprowadzili uczniowie Paulina Grzejszczak, Jakub Balcerowski i Mateusz Kubiak ze Szkoły Podstawowej nr 2 w Żyrardowie przy wsparciu polonistki Żanety Wesołowskiej. Rozmowa została przeprowadzona w ramach konkursu “Niedziela bez Teleranka. Stan wojenny oczami dziecka” organizowanego przez Zespół Szkół nr 3 w Wiskitkach, Muzeum Mazowsza Zachodniego w Żyrardowie oraz Stowarzyszenie Wspólnota Żyrardowa w 2018 roku.

„A jeśli komu droga otwarta do nieba,

Tym, co służą ojczyźnie. Wątpić nie potrzeba,

Że co im zazdrość ujmie. Bóg nagradzać będzie,

A cnota kiedykolwiek miejsce swe osiędzie.”

Jan Kochanowski

Czy byłby pan uprzejmy się przedstawić, opowiedzieć o swojej rodzinie szczególnie o dzieciach, chcielibyśmy przede wszystkim poznać ich historię właśnie z perspektywy stanu wojennego.

Nazywam się Grzegorz Popielczyk – syn Feliksa i Barbary. Tak mówili na mnie w stanie wojennym, inaczej się do mnie nie odzywano, tylko w ten sposób: „syn Feliksa i Barbary” by podkreślić, że wszyscy wszystko wiedzą na mój temat, a poważnie chciałbym zacząć od tego że miałem tą wielką radość, wspaniałą radość przeżycia, że brałem udział w powstaniu Solidarności. Byłem jej współorganizatorem w Żyrardowie i cieszę się, że w taki sposób w tych bardzo trudnych chwilach, dla kobiet przede wszystkim ,które stanowiły podstawę rodzin, bo one pracowały również w soboty, a w niedzielę chodziły na doróbki , aby zarobić na rodzinę, na dzieci. To żony i matki były w szczególny sposób predysponowane do takiej roli gospodyni rodziny ,za co paniom serdecznie dziękuję i cieszę się że panie stanowiły 80% żyrardowskich załóg. Także w tym zabieganiu w strasznej formule, jeśli tak można powiedzieć, naszego życia miejscowego znalazły się we właściwym czasie i wspaniale się zachowały, z wielką determinacją walczyły o godność, o wszystko co wiązało się z naszym życiem. Wróciliśmy do kościoła w czasie powstania Solidarności co jest niezwykłe, istotne, ważne.

Czy mógłby nam Pan opowiedzieć ile lat miały pana dzieci w momencie kiedy wybuchł stan wojenny?

Mojego syna Pawła jeszcze nie było, natomiast mojej żony córki miały 12,14 lat.

Czyli były to nastolatki?

Tak, czyli niepełnoletnie dziewczyny, które zostały bez matki i tutaj muszę powiedzieć, zawsze to mówię i będę mówił, że tacy bohaterowie zakichani, którzy wywołali stan wojenny i bali się kobiet,  to co to za faceci? Autentycznie się bali, dlatego, że zamykali je w więzieniach. Moja żona przeszła całą drogę od zakładu karnego w Łowiczu przez Olszynkę Grochowską w Warszawie i skończyła w Gołdapii. Była jedną z trzech kobiet które zostały internowane z Żyrardowa.

Jaka była przyczyna takiej decyzji, że żonę internowano i jak zareagowały dziewczyny na to?

Poświęciliśmy swoje życie Solidarności. Pracowaliśmy dosłownie  dzień i noc. Moja żona w pierwszej decyzji o internowaniu miała napisane, że chciała obalić istniejący system państwowy ,czyli to było zagrożone karą śmierci. Tak została przeceniona, widocznie jej się bali. Chodziło o to, że co mogliśmy zrobić to zrobiliśmy, było to widać. Powstała świetna organizacja w Żyrardowie mimo tej czerwonej zarazy, która miała ogromny wpływ na ludzi w zakładach pracy, a i kobiety poradziły sobie z tym dzięki naszej determinacji i zaangażowaniu. Doprowadziliśmy do tego że wszędzie we wszystkich zakładach powstał Związek Zawodowy Solidarność i przy okazji powiem, że mieliśmy taki problem(to jest ewenement na skalę Polski) „Co zrobić z tą komuną, żeby się jej przeciwstawić, bo przecież o to chodziło. To było nieprawdopodobne umęczenie naszej społeczności i myśmy zakładając taki oddział regionu Mazowsze Solidarności nazwaliśmy to komisją związkową nie komitetem – tylko komisją związkową. Zaczynało się od komitetu założycielskiego, a myśmy taką międzyzakładową komisję związkową założyli i tak zostaliśmy zarejestrowani w regionie Mazowsza, jako jedna jedyna taka organizacja w kraju.

A jak dziewczynki zareagowały na tę sytuację, kiedy żona została internowana?

Dziewczynki bardzo to przeżyły, nie chce się wypowiadać, bo to nie jest przyjemne ale bardzo, bardzo przeżyły, dlatego że pierwszy raz znalazły się w takiej sytuacji, gdzie matka została im zabrana, w sensie dosłownym i nie wiedziały co dalej będzie, dlatego jest to przeżycie, które zostaje do końca życia.

Jak wyglądała edukacja dziewczynek w tym czasie, kiedy rozpoczął się stan wojenny? Bo to już jest czas można powiedzieć bardzo dużych obostrzeń z różnych stron, a z racji państwa, że tak powiem profesji, zajęcia i zaangażowania to myślę, że też w związku z tym i w szkole dotykała ich ta sytuacja.

Bardzo różnie. Tzn. zależało właśnie od nauczycieli. Były komórki również związków komunistycznych, łagodnie mówiąc, wśród nauczycieli, ale byli także i nauczyciele, którzy w jakiś sposób dawali do zrozumienia, że są razem. To mniej więcej wyglądało jak w zakładach pracy, jak nas internowano, a internowano z Żyrardowa 8 osób to nie było odważnych, którzy by ruszyli żeby w naszym imieniu zaprotestować, żeby nas wyciągnąć z tego, po prostu ludzie się bali. Solidarność nauczycielska była bardzo dobrze zorganizowana i byli jak to ludzie, lepsi i gorsi. Jak uczęszczałem do technikum, , powiedziałem nauczycielce historii “niech pani opowie jak Związek Radziecki napadł na Polskę”, to chcieli mnie wyrzucić ze szkoły, za to że sobie w ten sposób pozwoliłem coś takiego wyrazić. Niby nic wielkiego, ale to akurat towarzysz był pierwszym, a towarzyszka nauczycielka drugim sekretarzem POP w technikum.

Czy dziewczyny były w jakiś szczególny sposób prześladowane w szkole? Czy były jakieś sytuacje, że skarżyły się państwu w domu, że dotyka ich ta sytuacja?

Byli nauczyciele, którzy byli przyjaźnie nastawieni, ale byli i tacy którzy pokazywali kto tu rządzi.

Co było najgorsze podczas tego okresu-stanu wojennego?

Ta noc zakichana, trzynastego. Po nas przyjechali dwoma samochodami, bandyci przyjechali z bronią długą i krótką i co mnie zszokowało osobiście, co zapamiętałem, a o kobietach wypowiem się dobrze, nawet w tym momencie nie tracą głowy. Otworzyliśmy drzwi, żeby z drzwiami nie wchodzili, bo tak pukali cicho, że było słychać na całych Chrobotach, bo tam wynajmowaliśmy taki domeczek, właściwie chałupkę.

Dziewczyny były wtedy w domu?

Tak, były. Jedna była młodsza córka i właśnie dlatego mówię ona to strasznie przeżyła, bo weszli i ten się do mnie przyczepił, ponieważ zadawać pytania “Dlaczego mam się ubierać?”, “Po co? Gdzie? Z jakiej racji?”. Z reszta ukradli mi walizeczkę, miałem taką fajną, ze wszystkimi dokumentami, pamiątkami dotyczącymi Solidarności. Jak mnie przywieźli na komendę to ten, który spisywał to wszystko, wyjmował z tej teczki, to aż ręce zacierał. I ten oficer z którym ja dyskutowałem w końcu wyjął ten pistolet, przystawił mi do klatki piersiowej, ale ja w dalszym ciągu zacząłem zadawać pytania, no to zaczął dociskać, dociskać… i docisnął mnie do ściany tą lufą i kazał żonie podawać ubrania, nawet nie dał mi się ruszyć. No i żonę zabrali do osobowego auta, a mnie do budy.

A co z córką w tym czasie?

Córkę zawieźli do babci. Strasznie wtedy płakała, a oni mówili, że tylko na dwadzieścia minut, żeby się nie bała. No to ja mówię jak na dwadzieścia minut to po co takie zabiegi, taka armia i z karabinami. Wrażenia okrutne.

Gdzie pana zabrano ?

Do więzienia w Łowiczu. Po czterech wrzucono nas do takiej celi bez okien, w zimę, tam koledzy podawali mi wszystko co mieli, a mróz był ponad 20 stopni, zresztą tam była recydywa. To była taka cela dla tych, którzy gdzieś tam, po drodze jak wracali z pracy poza więzieniem, jak coś tam łyknęli to ich wrzucali do izby wytrzeźwień, ja tam trzy doby siedziałem to przemarzłem tak, chociaż mnie, koledzy co mogli to mi podrzucili, ale podrzucili poprzez to, że klawisz się zgodził na to żeby podać. Cały czas chodziłem, nie spałem, bo to się nie dało spać. Po prostu byliśmy tak jak nas wzięli nie mieliśmy nic.Później jak wróciłem do celi po tych trzech dobach, to przez trzy tygodnie trzęsło mnie tak zimno i wszyscy mnie przykrywali wszystkimi czym mieli, a było nas dziesięciu w celi, wszystkimi dziesięcioma kocami, i ja tak leżałem, żeby dojść, ja nie mogłem mówić. Z tego wychłodzenia, to miej więcej tak … jak, a może nie… ale jako ciekawostkę powiem, że ja zachorowałem zresztą widać, nie maco ukrywać. Zachorowałem i domagałem się normalnego leczenia, a przede wszystkim leczenia w warunkach wolnościowych, a nie w warunkach więziennych,zresztą tam na wszystkie dolegliwości była aspiryna, no i walczyłem o to, żeby wyjść na wolność po to żeby się leczyć i w pewnym momencie nie wytrzymałem, aż mnie przenieśli z Kazika celi do Zbyszka. Kazika Rokickiego, dwóch braci Rokickich razem z nami było. Byli internowani. Przenieśli mnie do Zbyszka celi i leżałem i myślałem, co by tu zrobić, żeby wymusić, żeby zajął się mną jakiś lekarz.

Naprawdę chorowałem, nie udawałem, zawsze był apel poranny, gdzie nas liczyli, czy jesteśmy wszyscy, tak jakbyśmy mieli, nie wiem jak uciekać… przez dziurkę do klucza… nie dało się, ale przychodzili, więc ja się pytałem – „Czy jest naczelnik więzienia” ,,A dlaczego pytacie?”- odpowiadali, oni nie mówili na pan ani ty, zresztą byli w sposób makabryczny, nastawieni do nas bo ich zwierzchnicy i cala ta propaganda komunistyczna była skonstruowana tak, żeby przedstawić nas  jako morderców, którzy gdyby nie stan wojenny i dobrodziej Jaruzelski, to by wszystkich wymordowali  -klawiszy również, oni przez pierwsze tygodnie byli dla nas nienaturalni, ale zobaczyli, że jesteśmy normalnymi ludźmi, to później to wszystko jakoś się ustabilizowało.

Wracając do tematu, pytam się ich, czy jest naczelnik więzienia. ,,A co się stało?”, ,,Chciałem się zobaczyć”, ,,A w jakiej sprawie?”, ,,A w takiej, żeby spisać testament, w jego obecności”. Następnego dnia, wywieźli mnie do Łodzi, do szpitala więziennego. Lekarz mnie zbadał, obejrzał i napisał, że wymagam natychmiastowej hospitalizacji, a ja pod jego dokumentem napisałem oświadczenie, że nie wyrażam zgody, na leczenie w warunkach więziennych. Następnego dnia przyjechali SB-cy ze Skierniewic i mnie puścili. To jest niezwykle ciekawe, bo tego samego dnia znalazłem się w szpitalu, po wyjściu z więzienia i tego samego dnia został mi przydzielony ,,opiekun”. Nawet pytałem pana doktora, a on mówi że to niemożliwe. „To jest milicjant, SB? ”Ja mówię -Tak”. ,,Niemożliwe, ja go badałem i rzeczywiście jest chory, dlatego przyjąłem go na tą samą sale co i pana”.

Nie będę wymieniał nazwiska bo czasy są jeszcze nie zbyt pewne. Kolega mój, z  którym spotkałem się w Solidarności, mówi, że jestem przewrażliwiony, a ja mówiłem, że to jest jakiś, taki niepewny facet, widzę, że to nie jest swój człowiek i mówię do niego „Ty popatrz czy nikt nie idzie, a ja zajrzę do niego do szafki”, a tam patrzę legitymacja milicyjna. Wiem jak się nazywał, zapamiętałem nazwisko, do końca życia będę pamiętał.

Nawet takie dwie panie podchodziły do mnie i mówiły, (bo na dole był automat taki ,,wrzuć monetę” i one sobie spacerowały, no na tyle dobrze się czuły, że mogły sobie chodzić i mówią) ,,Wie pan co? Ten cały czas chodzi na dół i dzwoni i coś chyba o panu mówił bo, jak przechodziłyśmy to tak nam się wydawało.” Ja później poszedłem i rzeczywiście tak było, ale to już świadczyła też ta legitymacja. Dlaczego ja o tym mówię, bo jak byliśmy na operacji, to byliśmy inwigilowani nawet przez całą dobę, a tak przy okazji to cały czas.

To też dotyczyło państwa dzieci czy tylko państwa?

Dotyczyło nas bezpośrednio, dlatego, że jak wyszliśmy – tutaj przeskakuje, to bezpośrednio pojechałem do Warszawy, zacząć nową działalność, jeśli tak można powiedzieć. Nie po to zaczynaliśmy budować Solidarność, robić coś dobrego, dla ludzi i dla naszej ojczyzny, żeby zaprzestać, tylko dlatego, że jakiś tam ślepy generał, stan wojenny wymyślił. Zaraz ukazały się ulotki, ukazały się gazetki, bibuła książki itd., a później to jeszcze radio i telewizja. W związku z czym było się czego czepiać.

W Podkowie Leśnej nadawało radio Solidarność . Jednego razu prowadzącemu odwołali w ostatniej chwili możliwość skorzystania z mieszkania, a to miała być zapowiedziana audycja radia Solidarność, więc musiała iść. To ja mu powiedziałem „Weź sprzęt i chodź do mnie, kawy, herbaty się napijemy. Będzie tak jak zostało przekazane w informacji”. Żona powiedziała, jak weszliśmy z tym sprzętem ,,dobra to idźcie od razu na Chopina na komendę, po co się wygłupiać ?”. Rzeczywiście głupotą najwyższej rangi było u siebie puszczać sygnał radiowy. SB miało taki samochód z Łodzi i jeździli, namierzali sygnały radiowe. Wtedy nie i przez cały stan wojenny nas nie złapali. Człowiek nauczyciel z trojgiem dzieci, z Podkowy Leśnej, bardzo młody człowiek dostał 3,5 roku, za nadawanie radia.

A co w Państwa życiu zaprzepaścił Stan Wojenny, bo były to czasy w, których ludzie nie mogli kontynuować nauki, na wymarzonych studiach, chociażby za poglądy.

Tak, oczywiście zresztą predestynowane były dzieci UBeków. Oligarchów ówczesnych, jeszcze by tego brakowało, żeby dzieci działaczy Solidarności były tak samo traktowane.

A czy ten fakt jakoś wpłynął na naukę, pana plany zawodowe, czy chociażby na wykształcenie państwa dziecka?

Dziewczyny edukacje skończyły liceum ogólnokształcącym,  żona wróciła do pracy, a ja zostałem rencistą pozbawionym perspektyw, to się wszystko wiąże, bo np. ona była najlepszym pracownikiem w tkaninach technicznych, a mnie zabierali prosto z ulicy. To było tragiczne, bo żona i nikt nie wiedział co się ze mną stało, żona walczyła o leki dla mnie, chodziła pytała, ale mówili, ,,Nie ma – to pani pójdzie tam,  a tam mówili że gdzie indziej, a może tu może tam, może do Skierniewic”. A pewnego dnia była taka sytuacja, ż że zabrali mnie, a część leków miałem u babci, ja mówię „nigdzie z Wami nie jadę, bo nie mam leków”, a oni ,,to gdzie pan ma?”, a ja mówię ,,u babci”, pojechaliśmy do babci. Babcia się ich spytała, gdzie mnie zabierają, a oni jej na to, że jak będzie chciała mnie odwiedzić to trzeba będzie paszport wyrobić. Babcia strasznie to przeżyła, nie wytrzymała tej presji. A oni mnie do Wrześni, a tam jak w hotelu warunki, bez porównania jak tu. Potrzymali 48h i wypuszczali. Profilaktycznie uciekałem z domu przed świętami.

Czyli nie spędzali państwo razem świąt, jak to wyglądało?

Ja nie myślę o świętach Bożego Narodzenia czy Wielkanocy, tylko o takich jak  3 Maja, czy wybuch, to musiałem profilaktycznie uciekać.

Czyli nie było pewności, że pan do domu wróci?

Tak, powiem taką ciekawostkę. Wracamy z Warszawy, pierwszy raz Pawełek ze mną pojechał, wracamy z Saskiej Kępy, pociągiem i pomiędzy Pruszkowem a Brwinowem zatrzymuje się pociąg pomiędzy stacjami. Mój synek zaczyna się niecierpliwić, mijają minuty i nikt się nie odzywa. Ja jeździłem co najmniej raz w tygodniu do Warszawy i zapanowała taka cisza, nikt do nikogo się nie odzywał, nie wiadomo było na kogo się trafiło, a mój Pawełek mnie ciągle pyta dlaczego stoimy. W końcu mówię mu , że „nie wiem”, a on mi mówi „to ja ci powiem,  to wszytko przez tych komunistów!”. Siedziały na przeciwko nas siostry zakonne, które jak wszyscy ryczeli ze śmiechu. Wszyscy śmieli się, aż do Żyrardowa.

A czy to, że dziewczyny, skończyły na Liceum  to była ich decyzja?

Nie, to była konieczność, żadnych perspektyw, Uniwersytet Warszawski odpadł, bo nie miałem tam wielu znajomych, to nie były te czy lata dziewięćdziesiąte.

Pan został skazany prawomocnym  wyrokiem, czyli pan nie otrzymał by zaświadczenia o niekaralności?

Tak, miałem wyrok z artykułu 281, za  szerzenie niepokojów społecznych.

Czy to był fakt, który uniemożliwiał panu pracę?

Nie, ja po powrocie z internowania, znalazłem się pod opieką lekarzy i w 1983 roku zostałem rencistą

Czy to było pokłosie stanu wojennego?

Tak, trzeba być niezwykle mocnym psychicznie, bo jeśli ktoś chodzi za tobą krok w krok i sprawdzają wszystko, to nie jest to przyjemne, ja byłem 30 razy na dołku w Żyrardowie.

Czyli te przeszukania były w obecności dzieci i z zaskoczenia?

Tak, przychodzili, wrócę do powrotu z Gdańska, kiedy ich nie chciałem wpuścić, walili do drzwi i pies szczekał, a mieliśmy wtedy taką fajną wilczyce Agusie, ale okno było otwarte mieszkaliśmy na parterze, i oni poprzez okno weszli, nie chciałem ich wpuścić bo w 1980 roku ich wpuściłem to mi ulotki podrzucili za które dostałem wyrok, a co ciekawe miałem świadków oskarżenia  siedmiu SBków i jednego Ormowca, a sędzia…wyrok wydał taki, że nawet jeszcze bardziej się przychylił niż prokurator żądał.

No i pyta się sędzia jednego z nich „No, a jak to się stało, że się Pan znalazł na Wrzosowej u oskarżonego? Na ulicy Pana zgarnęli jak jechał ten samochód z funkcjonariuszami?”.„Nie proszę Sądu ”- mówi ”Ja tu przecież dyżuruję. Jesteśmy codziennie od 13 grudnia wszyscy ormowcy z Żyrardowa – całe doby przebywamy”. Tak że no przyjechali na komendę, zabrali mnie i pojechaliśmy na rewizję.

A jak wyglądał taki Państwa normalny dzień? Jak było z telewizją, żywnością, jak to wyglądało?

Kartki, kartki i kartki. Trzeba było czekać. No normalnie ja stałem, bo żona pracowała to ja stałem w kolejce rano po chleb i brałem zawsze psa ze sobą. Zomo się nazywał. Brałem go ze sobą jak był grzeczny to super, ale jak był niegrzeczny to wołałem go „Zomo! Do nogi! Siad!”. Szkoda mi było tego psa, bo go tez mi otruli. Fajnie było jak w telewizji wiadomości były – „Dziennik Telewizyjny’. I tam jak coś mówili na temat Zmotoryzowanych Oddziałach Milicji Obywatelskiej (ZOMO) to psiakowi od razu uszy szły do góry ,bo myślał, że to do niego.

Czyli rozumiem, no bo to taki ważny fakt, jeżeli chodzi o dzieci tak z własnej perspektywy, jeżeli chodzi o psy to po prostu państwu te psy otruli, tak? Czy państwo mieli jakąś świadomość w jakich okolicznościach to się stało?

Nie, nie, nie. Tego nie, to jest niemożliwe. Natomiast psy im przeszkadzały, dlatego że szczekały jak oni przychodzili. A potrafili przyjeżdżać o 2-3 w nocy. Bawiąc się wjeżdżali na podwórko, nasze okna oświetlali z samochodu, na klakson sobie naciskał. Przyjechali pokazać, że oni są. Albo szli krok w krok dosłownie metr, półtora metra za nami.

Również jak Państwo też na spacer gdzieś szli?

Tak, tak, ponieważ mieszkaliśmy na Wrzosowej przy lesie to nawet jak z Pawełkiem, z dzieckiem, to oni za nami. My żeśmy ich próbowali zgubić wielokrotnie, ale mieli kilka brygad, na przykład swoje jakieś tam połączenia specjalne i się w ten sposób zorganizowali. Nawet przy ślubie nas odwieźli do urzędu, domu weselnego.

Na wesele też się wprosili?

[Śmiech}. Kazik… Kazik Nowicki no mówi, że czeka jak wejdą, no ale nie weszli.

Wrócę do Pawełka, bo to jest niezwykle ważne co się stało w czerwcu ‘87 roku, kiedy Pawełek miał 4 lata, ja byłem sam z nim w domu, pies zaczął szczekać – znowu przyszli, nie chciałem ich wpuścić, weszli przez okno, ja akurat zmywałem naczynia. Poprzewracali to wszystko, powylewała się woda, dwóch weszło, otworzyli drzwi, skopali psa. Przecież łobuz w więzieniu by za to odpowiadał, prawda, że się znęcał nad psem. No bo pies szczekał, naturalne przecież i Pawełek rzucił mi się na szyję, przytulił się biedny łkał, to oni wyrywali mi z go rąk, bo ja mówię „Nigdzie nie idę, bo nie zostawię dziecka samego”. A oni na to, że dziecko do domu dziecka, a oni przyjechali po mnie”. Za ręce i za nogi i już, nie? Jak zwykle. Ja mówię „ Spokojnie, zaraz, moment”.Na szczęście akurat córka przyszła i ona z nim została. Ale Pawełek tak to przeżył, że do nocy łkał. On to wszystko przeżywał. Te wszystkie moje rewizje, zatrzymywania. No wszystko to widział, a to wszystko odbijało się na zdrowiu dziecka. Potem okazało się,  jak pojechałem z nim do Warszawy do lekarza, że to jest stan psychiczny tego lęku. Rysował jakieś postacie, które miały mnie chronić. No wszystko wina komunistów.

Czyli miał pojęcie, bo tak jak Pan wspominał ta rozmowę w pociągu to rozumiem, że on potrafił nazwać tych ludzi, których lokalizował jako to zło, które Państwa spotykało?

Jeszcze takie represje jak moja żona była najlepszym pracownikiem zakładu. Zabierali ją na komendę raz, dwa, trzy razy tylko po to, żeby jej powiedzieć, że nie dostanie mieszkania. Był taki przydział z kilku zakładów pracy, bo współbudowały to właśnie one. Zresztą ja też 200 godzin przepracowałem i wracam z komendy no to idę do tkalni, żeby widziała, że jestem  i idzie dyrektor, wchodzi po schodach i ja mówię „Panie dyrektorze po raz kolejny po prostu zaprosili mnie na komendę, żeby powiedzieć, że moja żona nie dostanie mieszkania”. On się zdziwił i mówi „Co? Pańska żona jest najlepszym pracownikiem zakładu, żona dostanie mieszkanie, bo ja tu rządzę.” No i żona dostała bardzo szybko to mieszkanie. Mówię o dyrektorze Romańskim.

Czy pamięta Pan Sylwestra, jeśli chodzi o ‘81 rok?

W więzieniu razem z żoną.

Czyli dzieci witały Nowy Rok u babci?

U babci. I święta były dla nas bardzo przykre, a dla dzieci nieprawdopodobnie było to trudne. Od razu po wybuchu stanu wojennego zostajemy 13 grudnia w nocy internowani.

A jak Pan wspomina koniec stanu wojennego?

Wrzesień 1988 rok operacja w szpitalu w Żyrardowie. Też taka ciekawostka. Przychodzi do mnie Tadeusz, szef firmy, która wykonywała różne prace jako prywatny przedsiębiorca. Ja mu otwieram drzwi, a on zaczyna szeptać. Ja się pytam „Tadziu, ale co się stało?”. A on mi po prostu odpowiada „Zakładają Ci podsłuch”. Ja się śmieję i mówię, że niemożliwe. Ale potem się okazało, że jeszcze tam nie mieszkaliśmy, a w mieszkaniu już był podsłuch. U sąsiada piętro niżej też był. Jeszcze jeden świetny przykład na to, że oni się mojej żony bali. Jak mówiłem chodziła i chodziła, jak mnie w czerwcu zabrali. I jestem na górze, szef mnie wezwał, na Szopena. Okna jedyne nie okratowane i słyszę głos Jadwigi. Jak ona im dziękowała, jakie ona im życzenia składała to nie do powtórzenia. [Śmiech]. I ja się wychyliłem i mówię „Jadwiga, to Ty?” Ona od razu, że mnie na dołku szukała, że co ja tam na górze robię. Ja jej mówię, że szef mnie nie wypuści dopóki papież nie wyjedzie, także do Warszawy nie pojedziemy. I zaczęła krzyczeć „Solidarność! To ja za Ciebie będę krzyczeć”.

Jeszcze takie ciekawa rzecz. Była grupka pięciu osób, dzielnych ludzi, którzy opracowali podwójnie. I kiedyś na osiedlu Żeromskiego mieszkał mój świętej pamięci kolega na ostatnim piętrze i ja się z nim dogadałem, że otworzy mi wejście na dach i ja rozłożę ulotki. I tak się parę razy bawiliśmy. A ja podjechałem z wózkiem z Pawełkiem. Pawełka zostawiłem na dole, biegiem na górę do kolegi swojego, drzwi otwiera, otwiera ten szyberdach. Pukałem, że już, on mi otwierał, ja “ziu… !!!”, szybko na dół, kółko z Pawełkiem wokół bloku. Objechałem dookoła i patrzę – odpowiedni kierunek wiatru i te 1500 ulotek poszło. Zjechały i trzy samochody. Ludzie łapali, bo wiadomo. A oni tym ludziom wyrywali je i grozili mi nawet karabinem.

Fajne były sytuacje, albo tak głupie jak winię siebie za syna, albo tak jak żona była w ciąży ,a my chodziliśmy z ulotkami.

A jak to się na synu się odcisnęło?

Będzie wymagał opieki do końca życia kochających go ludzi, niestety. Jest osobą niepełnosprawną. Siedziało w nim to wewnątrz. A wyszło kiedy chcieli mi go ode mnie zabrać. On to widział i to gdzieś tam narastało. Chciał mnie chronić, bo te postacie rysował. I to moja wina, bo powinienem zrezygnować. Darować sobie. Ale czego się nie robi dla ojczyzny?

Niebo jest otwarte dla tych, którzy służą ojczyźnie.

Z Panem Bogiem tak. No byliśmy, jako ciekawostkę też powiem,później doczekaliśmy mszy przez tą szczekaczkę, bo to był ślepy generał. Swoje przemówienie nam wygłaszał jaki to dobrobyt nam szykuje tym stanem wojennym. Wielkie wsparcie, przeogromne- wiara w Boga. Trzymała na duchu. I wiara w to, że się robi coś dobrego dla kraju. Wspaniałe uczucie podnieść się chociaż na chwilę z kolan. Polecam każdemu.

Bardzo dziękujemy, bo moglibyśmy rozmawiać bardzo długo. Z racji różnych tam wspomnień opowiadanych przez rodziców, właśnie te kartki i właśnie kwestia tych słodyczy, których po prostu nie było.

Jest to kawałek naszego miasta, naszej historii. Tyle poświeciłem, poświęciliśmy, ale czego się nie robi dla Ojczyzny…

Grzegorz Popielczyk pozostawał w ciągłym zainteresowaniu SB. Powód: „Był zatrudniony w dniu 1.07.1981 na stanowisku przewodniczącego w Oddziale Żyrardów Zarządu NSZZ Solidarność Regionu Mazowsze”.

Internowany 13.12.1981 na wniosek Wydziału Śledczego KWMO w Skierniewicach z powodu„zagrożenia porządku prawnego PRL”. Decyzją KWMO w Skierniewicach nr. 24/82 z dnia 2.03.1982 uchylono internowanie.

W dniu 13.09.1985 skazany przez Sąd Rejonowy w Żyrardowie z art. 282a kk na rok pozbawienia wolności i 4 tys. zł. kosztów sądowych. Powód: „w dniach od 18 do 28 lutego 1985 w Żyrardowie kolportował ulotki rozrzucając je po klatkach domów mieszkalnych w celu wywołania niepokoju publicznego” wzywających do słuchania”Radia Solidarność”. Sąd rewizyjny w Skierniewicach 25.02.1986 skazał ww. na 1 rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata, 3 600 zł na rzecz Skarbu Państwa i 200 zł kosztów sądowych.

Był objęty kontrolą operacyjną w ramach kwestionariusza ewidencyjnego zarejestrowanego pod numerem 5981 przez Referat III RUSW w Żyrardowie. W dniu 9.08.1989 zakończony z powodu „zaprzestania wrogiej działalności”. Więcej informacji – Katalog Osób Rozpracowywanych przez SB – IPN

Autorzy wywiadu: Paulina Grzejszczak, Jakub Balcerowski i Mateusz Kubiak

Back to top button
Skip to content