W tym małym człowieku jest często wiele bolesnych doświadczeń. Musimy dać dzieciom szansę bycia dziećmi. O pieczy zastępczej rozmawiamy z Agnieszką Karwat, Dyrektor Powiatowego Centrum Rodzinie w Żyrardowie i Karoliną Dymek, kierownik Działu Pieczy Zastępczej PCPR w Żyrardowie.
Kiedy około dwa lata temu rozmawialiśmy o pieczy zastępczej, okazało się, że po pandemii wystąpił bardzo duży problem z liczbą dzieci, które są odbierane od rodzin biologicznych. Miało to związek z pandemią i faktem, że przez długi czas nieprawidłowości w rodzinach były ukrywane w czterech ścianach domu, przez naukę zdalną i zminimalizowanie wizyt pracowników socjalnych. Dziś nadal jest problem z pieczą zastępczą.
Karolina Dymek, kierownik Działu Pieczy Zastępczej: Tak, ale to nie tylko problem w liczbie dzieci, które są odbierane od rodziców biologicznych, ale i z problemem braku miejsc w pieczy zastępczej. I choć liczba dzieci zabezpieczanych ciągle jest duża, to problemem jest też brak chętnych do pełnienia funkcji rodziny zastępczej. Pandemia faktycznie była dla nas sporym wyzwaniem. Jednak i w tym momencie nie dysponujemy żadnym wolnym miejscem w pieczy zastępczej w powiecie. Posiłkujemy się tymi wolnymi miejscami, które uda nam się znaleźć w całym kraju. Do umieszczenia nierzadko są liczne rodzeństwa, często powyżej trójki, a miejsca, które znajdujemy najczęściej są pojedyncze. Robimy wszystko, żeby rodzeństw nie rozdzielać.
Ile mamy dzieci w pieczy z powiatu żyrardowskiego, a ile dzieci trafiło do pieczy w 2023 roku?
Karolina Dymek: Stan na 31 grudnia 2023 roku w rodzinach zastępczych tylko na terenie naszego powiatu to 226 dzieci. W minionym roku do pieczy rodzinnej na terenie naszego powiatu przybyło 40 dzieci. Nie są w to wliczone dzieci, które trafiły do pieczy instytucjonalnej lub do pieczy rodzinnej w innych powiatach. Zdarza się, że np. dziadkowie, którzy wyrazili chęć opieki nad dziećmi mieszkają poza naszym powiatem. Wtedy to dziecko umieszczane jest u nich w innym powiecie, a nawet innym województwie.
Agnieszka Karwat, Dyrektor Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie: Tak naprawdę dzieci z terenu powiatu żyrardowskiego, które trafiły do różnych form pieczy zastępczej, także poza granice naszego powiatu jest obecnie ponad 320. Co roku kilkoro pełnoletnich wychowanków opuszcza pieczę, ale niestety ciągle więcej dzieci trafia do pieczy niż ją opuszcza. Ten stan utrzymuje się co roku na poziomie 40-50 nowych dzieci, które trafiają do rodziny zastępczej bądź placówki opiekuńczo-wychowawczej. To bardzo dużo biorąc pod uwagę fakt, że nasz powiat liczy niewiele ponad 75 tys. mieszkańców.
Czemu tak dużo dzieci trafia do pieczy?
Agnieszka Karwat: Ciężko określić jedną przyczynę. Myślę, że pojawia się coraz więcej rodzin, które są niewydolne wychowawczo. Nie do wszystkich dociera pomoc środowiskowa, a zdarza się, że gdy już dotrze, sytuacja wymaga natychmiastowego zabezpieczenia dzieci w pieczy zastępczej.
Karolina Dymek: Na pewno też zwiększa się świadomość społeczna. Wiele lat temu dzieci były zabezpieczane m.in. dlatego, że po dzieciach po prostu było widać zaniedbanie. Były niedożywione, brudne…
Jednym z powodów po prostu bywała bieda rodziców, połączona z niewydolnością wychowawczą opiekunów. Te podstawowe potrzeby u dzieci nie były zaspokojone. Obecnie wzrasta świadomość społeczna, że formą przemocy jest także krzyk, wyzwiska, przemoc psychiczna. To nie jest przemoc fizyczna, którą widać, ale zwracamy coraz większą uwagę na sferę emocjonalną dzieci. Zwracamy uwagę, czy dzieci, które tego wymagają, chodzą na terapię lub specjalistyczne zajęcia. Czy w ogóle są diagnozowane, szczepione.
A.K.: Większa jest także świadomość w szkołach. Nauczyciele i pedagodzy są coraz bardziej uważni. Również sąsiedzi mają coraz większą świadomość tego, że dziecku wyrządzana jest krzywda. Jednakże niepokojące zgłoszenia nadal trafiają do nas za rzadko i za późno.
Chyba każdemu rodzicowi zdarza się krzyczeć na swoje dziecko, ale rozumiem, że mówimy o sytuacjach ekstremalnych.
K.D.: Tak, to jest szereg czynników. To m.in. krzyk, wyzwiska, ale też zaniedbania – nie puszczanie dziecka do szkoły lub przedszkola przez długi czas, nie realizowanie szczepień, nie chodzenie z dzieckiem do lekarza, niedożywienie, awantury w domu, uzależnienia. Tu naprawdę nakłada się wiele aspektów. Ta przemoc wobec dzieci jest bardzo szeroka.
A.K.: Tu trzeba podkreślić, że sąd wydaje decyzję o zabezpieczeniu dzieci w pieczy zastępczej, wtedy kiedy ich sytuacja jest zagrożona. Dzieci nie zabiera się bez podstawy lub tylko dlatego, że mama na nie krzyknęła lub sąsiad zgłosił, że są niegrzeczne. Tu jest mnóstwo przeplatających się czynników. Sąd nie podejmuje tej decyzji bezpodstawnie. Zbiera informacje ze środowiska, od asystentów rodziny, pracowników socjalnych, kuratorów. Inną sprawą są interwencje policji. Zdarza się, że na miejscu rodzina jest na przykład pod wpływem alkoholu, często wiadomo, że nie jest to sytuacja jednorazowa, a na miejscu nie ma nikogo z rodziny, komu można by było przekazać dzieci pod opiekę. Wówczas są one zabezpieczane w związku z zastaną na miejscu sytuacją.
K.D.: Tak naprawdę głównym czynnikiem jest niezaradność, bezradność wychowawcza opiekunów połączona z nałogami, uzależnieniami, bywa, że chorobami psychicznymi.
Czy można określić, w której gminie naszego powiatu ten problem jest największy?
A.K.: To się zmienia.
K.D.: Patrząc statystycznie na to skąd pochodzą dzieci w naszej pieczy to większość stanowią dzieci z Żyrardowa.
A.K.: Wzrasta jednak liczba dzieci z innych gmin powiatu. Wcześniej ten problem nie był tak dotkliwy. I też zastanawiamy się, z czego to wynika – czy to kwestia ludności napływowej, która nierzadko ucieka przed systemem pomocy społecznej z innych miejscowości czy większej ilości problemów z którymi nie radzą sobie rodzice. Tego do końca nie wiemy. Wiemy natomiast, że tych umieszczeń dzieci w pieczy jest coraz więcej.
Czy na sytuację rodzin mają wpływ towarzyszące nam wydarzenia, np. wysoka inflacja wpływa na biedę w rodzinie?
K.D.: W jakimś stopniu na pewno tak. Takie czynniki mają wpływ na nas wszystkich. Tylko pojawia się pytanie, jak my potrafimy sobie z tym poradzić. Jeśli ktoś nie radzi sobie emocjonalnie czy psychicznie, nie oznacza, że jest dyskwalifikowany jako rodzic. Chęć wyjścia i poszukania pomocy dla siebie jest już wskazówką, że rodzic jest chętny do współpracy. Dziś to sięgnięcie po pomoc wcale nie jest trudne, bo są instytucje i organizacje pozarządowe, które taką pomoc proponują bezpłatnie. Dostęp do pomocy jest duży, ale potrzebne jest zaangażowanie rodziców i ich praca nad poprawieniem swojej sytuacji. Przede wszystkim zaś gotowość do pracy nad sobą.
A jak dziś wygląda sytuacja rodziców, którzy starają się o powrót dzieci z pieczy do domu?
A.K.: Najczęściej rodzice nie chcą lub nie potrafią z tej pomocy skorzystać. Zakładając sytuację, że dziecko trafia do pieczy z powodu problemu alkoholowego w rodzinie, taki rodzic może m.in. starać się o pomoc asystenta rodziny, zapisać się i uczęszczać na terapię, a takich miejsc w naszym powiecie jest kilka. Jest też spora grupa specjalistów, którzy podpowiedzą, co w tej sytuacji można zrobić i udzielą pomocy. Możliwości i warunki do odzyskania dziecka są, ale mimo to często sytuacja ta przerasta rodziców. Należy tu również zwrócić uwagę na samą nazwę „piecza zastępcza”. Ona z założenia mówi o tym, że jest to opieka zastępcza – tymczasowa. Trwa do momentu, gdy rodzice „staną na nogi” i dziecko będzie mogło wrócić pod ich opiekę. Jeśli nie ma takiej możliwości to po uregulowaniu sytuacji prawnej dzieci, możemy mówić o rozpoczęciu procesu adopcyjnego i to po spełnieniu wielu warunków. Warto też sobie zdać sprawę z tego, że dziecko, które trafia do pieczy w wieku 10 czy 11 lat nie ma już szans na adopcję, a jednocześnie rodzice często nie starają się i nie walczą o ich odzyskanie. Niestety bardzo często okazuje się, że piecza z założenia krótkoterminowa staje się długoterminową. Często do osiągnięcia pełnoletności dziecka, a nawet i 24 roku życia, jeśli się uczy.
Zdarzyła się w ogóle taka sytuacja, że dzieci wróciły do swoich rodzin?
A.K.: Tak, w 2023 roku udało się to kilkorgu dzieciom.
To była krótka piecza?
K.D.: Jeśli dzieci wracają do rodziców to najczęściej z krótkiej pieczy. Im dłużej dziecko pozostaje w pieczy, tym mniejsze są szanse, że rodzice o nie zawalczą i dziecko do nich wróci.
A.K.: Takie sytuacje w ogóle zdarzają się bardzo rzadko. Rok 2023 był wyjątkowy pod względem powrotów dzieci do rodzin biologicznych – tu też duża praca pracowników ośrodków pomocy społecznej współpracujących z rodzinami biologicznymi.
K.D.: Umieszczenie dziecka w pieczy to jest ostatnie z narzędzi, które mam do dyspozycji sąd. Jest to też ostatnia szansa dla rodziców, by „wzięli się w garść”. Wydaje mi się, że to musi być dla nich duży cios. I albo się podniosą i faktycznie zawalczą o dzieci, o swoją rodzinę albo się poddadzą zupełnie. My, dorośli, musimy skupiać się na dzieciach. Piecza zastępcza ma być też szansą dla dzieci na zaznanie życia w zdrowym, bezpiecznym środowisku, gdzie mogą się rozwijać i zdobywać nowe umiejętności.
A.K.: W ostatnim czasie często w zespole rozmawiamy o tym, że dawałyśmy rodzicom bardzo dużo szans. A tak naprawdę te szanse dla rodziców nie zawsze były szansami dla dzieci. A to dobro dzieci jest dla nas celem nadrzędnym. Nie możemy odbierać szansy tym dzieciom na rodzinne ciepło, miłość, prawidłowe warunki do rozwoju. W większości przypadków dzieci, które trafiają do rodzin zastępczych są już małymi dorosłymi. Dużo przeżyły w swoim krótkim życiu i została im odebrana szansa na bycie dzieckiem. Często w tym małym ciele dziecka, kryje się człowiek z doświadczeniami dorosłego takimi jak opieka nad rodzeństwem, zadbanie o jedzenie, ale np. też unikanie przemocy. To wiele trudnych doświadczeń, których powinniśmy im oszczędzić. Często rodzice zapewniali nas, że podejmują starania, a my bardzo chciałyśmy w to wierzyć. Zdałyśmy sobie jednak sprawę, że te kolejne szanse dane rodzicom nie są szansą dla dzieci. Każde dziecko ma prawo do tego, by ktoś się o nie zatroszczył, zadbał o jego samopoczucie, zdrowie, a także po prostu otaczał miłością i ciepłem. Te potrzeby dziecka są dla nas nadrzędne.
K.D.: Dziecko jest naszym „klientem”, w centrum naszych działań. Im dłużej pozwalamy rodzicom na mamienie nas obietnicami poprawy, które nie przekładają się na działania, tym dłużej dzieci pozostają w szkodliwych relacjach i warunkach. Tym samym dłużej zajmuje im „wyjście na prostą”.
A.K.: … to też nie przekreśla szans rodziców na odzyskanie dzieci, bo one wciąż swoich rodziców bardzo kochają, czegokolwiek by od nich nie doświadczyły. Kiedy dziecko trafia do pieczy zastępczej, w Powiatowym Centrum Pomocy Rodzinie odbywają się zespoły ds. oceny sytuacji dziecka. W przypadku młodszych dzieci co 3 miesiące, w przypadku starszych co 6 miesięcy. W tych posiedzeniach biorą udział również rodzice biologiczni dziecka, rodzice zastępczy, pedagodzy, psychologowie, nauczyciele – wszyscy, którzy mają kontakt z danym dzieckiem. Rozmawiamy na temat rozwoju dziecka ale również o sytuacji rodziców biologicznych i ich postępach w pracy nad sobą i podjętych krokach do odzyskania dziecka. Bardzo często podpowiadamy, co jeszcze mogą zrobić, gdzie się skierować. Pokazujemy możliwości i kierunki działania. Zdarza się że rodzice sami dopytują, co jeszcze mogą zrobić. Staramy się im pomóc.
Czy jest zauważalny problem „dziedziczenia biedy”?
A.K.: To nie jest problem „dziedziczenia biedy”, a dziedziczenia niezaradności życiowej. Tak naprawdę, jeśli ktoś chce pracować, to tę pracę znajdzie. Tylko często słyszymy, że ludzie nie chcą pracować za najniższą krajową, a ta najniższa krajowa przestała być już tak boleśnie niska. I problemem jest to, że ludzie wolą dziś być w domu i korzystać z zasiłków, bo w ich mniemaniu to się bardziej opłaca. Nie ma sensu się wysilać.
K.D.: Umiejętności społecznych, życiowych nabywamy w domu rodzinnym. Dzieci uczą się przez naśladowanie i obserwację. Jeśli nie miały kogo obserwować i nie miały dobrego wzorca, to trudno od nich oczekiwać, by w życiu dorosłym żyły inaczej. To wymaga dużo siły i samozaparcia, by się wyrwać z tego kręgu. Czasem w ich środowisku zdarza się sąsiad, sąsiadka, ciocia, wujek, którzy mogą być tym wzorcem, pokazać, że można żyć inaczej, ale to ciągle jest trudne. Bez wsparcia i pomocy bliskich wszystkim nam jest trudno.
Zdarzają się dzieci dzieci z pieczy?
A.K.: Tak, takie dzieci się zdarzają, ale to niewielki odsetek. To częsta kwestia tego, jak potoczy się ich życie po opuszczeniu pieczy zastępczej. Tym dzieciom nadal potrzebna jest pomoc we wchodzeniu w dorosłość i nauka życia na własną rękę. Nagle muszą usamodzielnić się, znaleźć pracę, mieszkanie, utrzymać się. Nie wszystkim się to udaje. Część wraca do środowisk, z których wyszły.
K.D.: Z drugiej strony też warto podkreślić, że dzisiaj placówki instytucjonalne i rodziny zastępcze też się zmieniają. Wzrasta profesjonalizm, by móc otoczyć dzieci jak najlepszą opieką, ale też przygotować je do startu w dorosłość. Placówki opiekuńczo – wychowawcze często mieszczą się w domkach jednorodzinnych. Dzieci uczą się, że nic się samo nie dzieje – pomagają w przygotowaniach posiłków, uczestniczą w zakupach, wiedzą, że trzeba opłacać rachunki. Dużo dzieci, które mamy w pieczy, pochodzi z domów, w których była niezaradność życiowa, życie z zasiłków, nałogi – to przechodziło z pokolenia na pokolenie. I nie mówimy tylko o rodzicach, ale dziadkach i wcześniejszych pokoleniach.
A.K.: Na pewno takie zachowania i działania wynikają z tego, co działo się w domach w przeszłości.
Jak można zachęcić ludzi do zostania rodzinami zastępczymi?
K.D.: Cały czas o tym rozmawiamy i podejmujemy działania. Potrzeba rodzin zastępczych jest naprawdę duża.
A.K.: Trwa ogólnopolska kampania „Już jesteś?”, prowadziliśmy też powiatową kampanię społeczną „Azymut rodzina – obierz kurs na rodzinę, zostań opiekunem zastępczym” lecz nadal chętnych brakuje. Wszystkie instytucje kładą nacisk na promocję rodzicielstwa zastępczego. Taka rodzina musi przejść szkolenie, ale nie jest to nie do przeskoczenia. Nie wiemy, z czego wynika brak zainteresowania. Czasem się zastanawiamy, czy to może być kwestia w ogóle zmieniającego się świata i warunków życiowych. Pewnie pieniądze, które możemy zaproponować też nie są priorytetem. Na pewno jest to misja społeczna, która wymaga dużo serca, wrażliwości, pracy i zaangażowania.
Jaka jest przeznaczona kwota dla rodzin zastępczych zawodowych?
A.K.: W ustawie jest zapisana najniższa kwota, ale każdy powiat, który może sobie na to pozwolić, może taką kwotę podnieść. Przez wiele lat to było 2 100 zł dla jednej osoby na umowę zlecenie. W ustawie obecnie jest zapis 4100 zł jako najniższa kwota dla członka rodziny zastępczej. W naszym powiecie udało nam się wywalczyć 4500 zł.
K.D.: Tak, to jest wynagrodzenie za pracę. Niezależnie od tego na każde dziecko w rodzinie niezawodowej i zawodowej przysługuje świadczenie w wysokości 1361 zł. Tego wynagrodzenia za pracę nie ma, jeśli jest to rodzina spokrewniona i niezawodowa. Przy zawodowej są również zwracane rachunki za dom. Przysługują też świadczenia na dziecko „800+”. Oferujemy również pomoc w postaci wsparcia naszych pracowników – koordynatorów rodzinnej pieczy zastępczej, psychologów, prawnika.
A.K.: Często rodziny zastępcze są oceniane przez pryzmat tych pieniędzy: „Dostają kasę, to powinni się tymi dziećmi właściwie zająć”. Tak, to prawda, ale to nie są olbrzymie kwoty, które mogą zachęcić. Dzieci muszą mieć dodatkowo zapewnioną terapię, wsparcie specjalistyczne, psychologa, psychiatrę i wiele innych.
K.D.: To też wymaga nadrobienia tych wszystkich zaległości – wizyt u stomatologa, wizyt prywatnych u specjalistów. To są olbrzymie koszty i mnóstwo czasu. To mnóstwo pracy, którą te rodziny poświęcają. Ale tę pracę wynagradza to, jak dzieci się zmieniają pod wpływem ciepła, zaangażowania i troski. I to jest największa zapłata za pracę 24 godziny na dobę
A.K.: Chętnych na rodziny zastępcze nadal brakuje. Natomiast już niebawem ruszamy z kolejnym szkoleniem.
Ilu jest chętnych?
A.K.: Obecnie 10 osób, ale to głównie rodziny, które mają już dziecko w pieczy, a których sąd zobowiązał do ukończenia szkolenia. Takie szkolenia organizujemy raz lub dwa razy w roku. I chętnych do bycia rodziną zastępczą niezawodową czy zawodową, do której moglibyśmy przekazać dzieci z interwencji lub z postanowienia sądu jest naprawdę niewiele. Obecnie jesteśmy w sytuacji w której wszystkie nasze rodziny zastępcze mają maksymalną ilość dzieci. Piecza instytucjonalna również jest przepełniona. Szukamy optymalnych warunków, ale nie mamy zbyt dużego wyboru. Czasami prosimy rodziny zastępcze o opiekę na dzień lub dwa, żebyśmy miały czas na znalezienie docelowego miejsca dla dziecka. Podobna sytuacja jest w całym kraju.
Co jest najpiękniejsze w byciu rodziną zastępczą zawodową?
K.D.: Na to pytanie na pewno najlepiej odpowiedzieliby rodzice zastępczy, ale z tego co mówią nasze rodziny, to najpiękniejsze jest to jak te przygaszone dzieci, które do nich trafiają, rozkwitają. Ta ich praca i zaangażowanie procentują tym, że dzieci nabywają nowych umiejętności, rozwijają się i odkrywają nowe talenty. To długa i mozolna praca, ale nasze rodziny potrafią docenić małe wielkie rzeczy – to, że dzieci zaczęły mówić, same rysują, mają poczucie bezpieczeństwa i chcą się przytulać. To ogromna satysfakcja. A same dzieci zaczynają być pewne siebie, doceniają to, kim są i potrafią marzyć. To powinno być normalne i naturalne. Wszystkim dzieciom powinniśmy dać szansę być szczęśliwymi i pewnymi siebie.