Dla dzieciWybory Samorządowe

Nie jestem kobietą jednej roli

Aneta Dajek – głos młodego pokolenia, młodych rodziców i powiew świeżości na listach Komitetu Wyborczego Wyborców Lucjana Krzysztofa Chrzanowskiego. Rodowita mieszkanka Żyrardowa, która przez cały proces edukacji do ukończenia szkoły średniej przeszła w lokalnych szkołach. Żyrardów jest nie tylko jej domem, ale też rodziny, którą tu założyła.

Dlaczego zdecydowałaś się na start w wyborach?

Od zawsze interesowałam się tym, co dzieje się w moim mieście. Może nie brałam w tym czynnego udziału, ale byłam bacznym obserwatorem. Pracowałam w lokalnych mediach, co pomogło mi być na bieżąco z wydarzeniami, ale też znałam oczekiwania mieszkańców wobec samorządu. Lubiłam wiedzieć, co i gdzie się dzieje. W międzyczasie też zmieniło się moje życie – wyprowadziłam się z domu rodzinnego, założyłam swoją rodzinę, mam małe dziecko. Nagle te problemy, o których słyszałam z perspektywy zawodowej, zaczęły mnie bezpośrednio dotyczyć jako rodzica, mieszkankę Żyrardowa. Stoję przed problemem, że moja ulica nie ma utwardzonej drogi, choć wszystkie okoliczne są już zrobione. Dotyka mnie to, że nie ma miejskiego żłobka, a na pewno nie ma tylu żłobków w naszym mieście, które zapewniłyby opiekę wszystkim dzieciom, którzy takiej opieki potrzebują w związku z powrotem ich mam na rynek pracy. Między innymi to właśnie takie problemy skłoniły mnie do tego, by pogodzić życie prywatne, opiekę nad dzieckiem i pracę zawodową z działalnością w samorządzie. Chcę, żeby potrzeby młodych rodzin, młodych ludzi były wyartykułowane, a ja chcę w ich imieniu zabrać głos. Podobnie jak wcześniej robiły to poprzednie pokolenia.

Czego brakuje Ci w dzisiejszej Radzie Miasta?

Przedstawicieli środka. Jeśli przyjrzymy się dzisiejszym radnym, to widzimy przedstawicieli seniorów, mamy też zresztą Radę Seniorów. W radzie są też ludzie w moim wieku, ale oni są ciągle głosem młodzieży. Tu również działa Młodzieżowa Rada Miasta, więc potrzeby tych dwóch grup wiekowych są zabezpieczone. Brakuje mi jednak głosu ludzi, którzy zakładają nowe rodziny, rozpoczynają życie na własną rękę, są młodymi rodzicami. Tematy, które mnie interesują rozwijałam na łamach Życia Powiatu Żyrardowskiego w poprzednich wydaniach. Ta grupa wiekowa, mieszkańcy, w których imieniu chciałabym zabrać głos, została w tych felietonach w pewnym sensie przedstawiona. Nie ograniczam się jedynie do ludzi po 20., 30. roku życia. W pierwszym tekście skupiłam się na problemach rodziców, którzy wracają na rynek pracy. Wiele matek ze swoimi rozterkami podlega społecznemu ostracyzmowi. Z drugiej strony żłobki nie są w stanie pomieścić wszystkich dzieci, których rodzice na rynek pracy chcą wrócić, a którzy nie mogą liczyć na wsparcie babć i dziadków. To też jest problem opiekunek, których w naszym mieście też nie ma zbyt wielu. Tu pojawia się też kwestia bliskości Warszawy. Z perspektywy singielki lub po prostu osoby bezdzietnej, odległość Warszawy nie stanowi problemu. Jeśli jednak jesteśmy młodymi rodzicami, którzy chcą wrócić do pracy po urlopie rodzicielskim, ta odległość gwałtownie się wydłuża, bo nie mówimy już wtedy o 8-godzinnym dniu pracy, ale 10-godzinnym, a czasem więcej. To dla młodych rodziców zdecydowanie za długo, bo większość z nich naprawdę czeka na powrót do domu, by spędzić czas z rodziną, a zwłaszcza z tym małym dzieckiem.

Co jeszcze zwróciło Twoją uwagę z perspektywy bycia mamą?

Problem barier architektonicznych. To ciekawe, bo spacerując po mieście z dziecięcym wózkiem, łatwiej jest się postawić w roli osoby niepełnosprawnej. Dotarcie w wiele miejsc z wózkiem po prostu bywa problematyczne. Wiele restauracji dalej nie jest przystosowanych do przyjmowania osób z wózkami lub na wózkach. Jednak to też kwestia braku empatii wśród ludzi. A chodzi o naprawdę małe rzeczy, jak choćby nie dostawianie samochodu do maksimum możliwości tak, by osoba z wózkiem nie mogła przejść. Dla mnie to problem tymczasowy. Moje dziecko zaraz z tego wózka wyrośnie, ale osób niepełnosprawnych ten problem dotyczy nieustannie.

Jednak nie tylko bycie mamą otworzyło mi oczy na wiele kwestii, nad którymi wcześniej się nie zastanawiałam. Pierwsze pytania pojawiły się przy wyborze miejsca do zamieszkania, do dorosłego życia. Dlaczego wybrać Żyrardów, a nie Grodzisk Mazowiecki. Wielu mieszkańców Żyrardowa emigruje do Warszawy, a różnicę sprawia wyprowadzka choćby do Grodziska. Sądzę, że wiele osób zadaje sobie to pytanie, ale samorząd powinien je zadać w nieco odwrotny sposób – co my możemy zrobić, by mieszkańcy, którzy wchodzą w dorosłe życie zostali w tym mieście lub co możemy zrobić, by zachęcić mieszkańców innych gmin do zamieszkania w Żyrardowie. Mamy przecież dobrą komunikację, bliskość Warszawy, dobre szkoły i przedszkola. Co jeszcze możemy zrobić? Wydaje mi się, że nawet nie wracając do tematu żłobka, warto zobaczyć, jak mieszkańcy  Żyrardowa mogą zorganizować sobie czas po pracy. Bliskość Warszawy w tej sytuacji jest tu plusem i minusem, bo wiele osób szukając rozrywki ucieka do Warszawy, zasilając budżet stołecznych instytucji i firm. Oczywiście nigdy nie dojdziemy do tego, by mieszkańcy Żyrardowa zamknęli się jedynie w granicach naszego miasta. Taki pomysł był w czasach rozkwitu osady fabrycznej i jak dobrze wiemy, nie sprawdził się (i bardzo dobrze). Chodzi jednak o uatrakcyjnienie pobytu w Żyrardowie nie tylko dla turystów, ale samych mieszkańców. 

Też warto podkreślić, że dzisiejsza struktura miasta zmieniła się zupełnie. Żyrardów nie jest już Miastem – Fabryką. Te czasy bezpowrotnie minęły. Dziś musimy szukać drogi rozwoju poprzez wszechobecną deweloperkę, a więc napływ nowych mieszkańców. Pomysłem też jest zwiększanie walorów turystycznych miasta. Wiem, że na te zmiany społeczne Żyrardowa zwraca uwagę prezydent Lucjan Krzysztof Chrzanowski, choć dla wielu mieszkańców problemem jest ciągle niewystarczająca liczba miejsc pracy na miejscu. Tego jednak nie da się już odwrócić. To zakorzenione w nas Miasto – Fabryka dziś jest już tylko hasłem marketingowym, świadczącym o historii Żyrardowa, na której nasze miasto urosło i którą ciągle możemy grać, ale już zupełnie na innym rynku.

Do głosu dochodzą milenialsi?

Wolę określenie pokolenie Y i Z. Tak, w ostatnich kadencjach w Radzie Miasta głównie zasiadali radni, którzy nie do końca rozumieją trend zmieniającego się świata. Dziś żyjemy dużo bardziej dynamicznie. Musimy być elastyczni w pracy, dostosowywać swoje kompetencje do zmieniających się oczekiwań pracodawców, ale też zmienia się nasze podejście do życia. Znamy swoją wartość na rynku pracy, dążymy do wyznaczanych sobie celów, ale też cenimy wygodę życia codziennego. Wbrew pozorom nie każda młoda osoba szuka w swoim życiu jedynie rozrywek. Myśląc o życiu rodzinnym szukamy stabilizacji. Tego oczekujemy od swojego miejsca zamieszkania. Tego głosu też w Radzie Miasta nie słyszę, a on powinien być słyszalny. To nie jest tylko mój prywatny pogląd. 

Inną rzeczą jest sprawczość Rady Miasta. Dzisiejsze pokolenia, które wchodzą na rynek pracy mają zupełnie inny styl zadaniowości. My nie szukamy problemów, które uniemożliwiają nam wykonanie zadania. Dążymy do znalezienia sposobów na jego wykonanie. Tego się od nas oczekuje w pracy, a w konsekwencji my też tego oczekujemy od innych, również od samorządu, w którym mieszkamy. Uważam, że pokazanie nieco innego stylu pracy może usprawnić pewne projekty. Wiem też, że w pojedynkę nie zmienię świata i mentalności ludzi. Sądzę jednak, że można odczarować myślenie ludzi, że samorządy działają w sposób opieszały. Rada Miasta nie powinna się opierać na sympatiach i antypatiach radnych, ale na konkretnym wyartykułowaniu potrzeb, potrzebnych narzędzi do zrealizowania danego projektu i wykonania go. Zamiast tego mamy czasem wielogodzinne odczytywanie żalu, który nic nie wnosi do dyskusji. Dlatego ja nie snuję wizji i nie przedstawiam obietnic, które są oderwane od rzeczywistości. Stawiam sobie zadania do wykonania i wiem, że realne jest, by zostały zrealizowane. Nie obiecuję, że za rok w Żyrardowie pojawi się żłobek, ale wiem, że przez ten rok można zrobić wiele kroków w kierunku jego powstania. 

Ktoś mógłby powiedzieć: „wiele rzeczy można zrobić z poziomu mieszkańca, bez konieczności obecności w Radzie Miasta”. Może można, tylko siła głosu jest zdecydowanie większa, jeśli ten szeregowy mieszkaniec ma swojego przedstawiciela w Radzie Miasta. I tym przedstawicielem mogę i chcę być ja.

Żyjemy w XXI wieku. Wiele rzeczy się zmieniło, ale też wielu rzeczy my, nowe pokolenie ludzi dorosłych, musimy się nauczyć. Stąd konieczność łączenia doświadczenia radnych, którzy znają meandry działania samorządów z naszą energią i wizją. Tylko symbioza międzypokoleniowa pozwoli na zrównoważony rozwój miasta. Takie podejście świetnie się sprawdza w wielu korporacjach, dużych firmach, gdzie młodzi ludzie są zatrudniani jako napęd do działania dla wieloletnich pracowników. Młodzi ludzie potrafią dostrzec narzędzia, które usprawniają pracę firmy i przenoszą ją na wyższy poziom, a dzięki temu wspierają firmy w ich rozwoju, a wręcz go przyspieszają. Sądzę, że w tym zakresie również samorząd należy tak potraktować. Pomysły młodych radnych ubrane w ryzy znane doświadczonym radnym pozwolą na odpowiadanie na potrzeby różnych grup wiekowych.

Jak widzisz rozwój Żyrardowa?

Dziś Żyrardów jest już bardziej miastem deweloperów. Okazuje się, że domy, budynki wielorodzinne rosną pod samymi Nowymi Kozłowicami, a nawet na tak zagęszczonym osiedlu jak Osiedle Żeromskiego znalazło się miejsce na kilka nowych bloków. I to właśnie dla mieszkańców tych nowych mieszkań, domów trzeba dostosować warunki dobrego życia w mieście. To nowe drogi, chodniki, place zabaw, ale też miejsca do spędzania czasu na świeżym powietrzu dla ludzi, którzy zwyczajnie chcą się spotkać ze znajomymi.

Kiedyś mieszkańcy Żyrardowa przyjeżdżali tu za pracą. Dziś, chcąc kupić mieszkanie w Żyrardowie, tę pracę muszą już mieć, więc należy sprostać ich oczekiwaniom dobrego życia. 

Atrakcyjność miasta to nie rozrywka na najwyższym poziomie, choć oczywiście miło skorzystać z oferty rozrywkowej, ale przede wszystkim komfort życia codziennego. Wystarczy przyjrzeć się opisom nowo budowanych osiedli – bliskość szkół, przedszkoli, terenów zielonych, sklepów spożywczych, ale i placów zabaw i terenów zielonych. Jeśli tak reklamuje się deweloper a mieszkania się sprzedają, to znaczy, że tego od miasta oczekują potencjalni nowi mieszkańcy.

Kłamstwem byłoby stwierdzenie, że w Żyrardowie władze nic z tym nie robią. Przeludniona Szkoła Podstawowa nr 3 właśnie się rozbudowuje, powstało nowe przedszkole im. Krasnala Hałabały, nowe place zabaw, zrewitalizowano wiele terenów zielonych. To tempo zmian należy utrzymać.

A jednym z postulatów Okręgu nr 1, z którego startuję, jest właśnie budowa nowego placu zabaw, który mógłby się zrównać z eko parkiem, a przynajmniej mógłby stanowić alternatywne miejsce spotkań. 

Łatwo jest się przywiązać do czerwonej cegły?

Tak! To dla mnie bardzo zaskakujące, bo ta czerwona architektura miasta buduje niespotykaną więź wśród mieszkańców. Ona stanowi o naszej żyrardowskiej tożsamości. To brzmi zabawnie, ale tak naprawdę jest. Nie zawsze to miłość od pierwszego wejrzenia, ale ta cegła szybko w nas wrasta. Nie wyobrażam sobie Żyrardowa bez tej identyfikacji w pewnym sensie. Wydaje mi się, że to powoduje, że wiele osób po czasie studiów tu wraca, a inni szybko się zakochują w tej architekturze i zostają.

Trzeba oddzielić wielką politykę od tej lokalnej. Dla mnie wybory samorządowe, to wybór ludzi, którzy chcą działać dla lokalnej społeczności. Cieszę się, że startuję pod szyldem niezależnego politycznie Komitetu Wyborczego Wyborców Lucjana Krzysztofa Chrzanowskiego, bo dzięki temu czuję, że nie staję po stronie poglądów żadnej partii. Ta wielka polityka, nie powinna nadawać kierunku rozwoju inwestycji, które mają się odbywać na naszym podwórku. Do realizowania celów dla dobra samorządu, mieszkańców Żyrardowa, nie chcę utożsamiać się z logotypem żadnej partii. Bez tego również można pozyskiwać fundusze rządowe i europejskie, co prezydent Lucjan Krzysztof Chrzanowski udowodnił w obecnej kadencji. Za rozwój miasta odpowiadają działania i sprawczość samorządowców, a nie emblematy partii.

Dlaczego zdecydowałaś się na start z Komitetu Wyborczego Wyborców Lucjana Krzysztofa Chrzanowskiego?

Widzę, jak zmieniło się nasze miasto. Nie wertowałam uchwał budżetowych z ostatnich 6 lat. Spoglądam na to z perspektywy mieszkanki. Widzę, ile dróg powstało w ostatnich latach, to powstawało obok mnie. Widzę, że stadion Żyrardowianki ma nowy budynek. Może to pierwszy krok, ale ktoś ten krok musiał postawić. Wiem, że są dalsze plany w związku z tym obiektem. 

Uważam jednak, że rozwój miasta musi być zrównoważony pod kątem wszystkich grup wiekowych. Doceniam działania, jakie zostały wykonane pod kątem seniorów – mają swój Park Seniora, mają kluby, mają swoją Radę Seniorów, są organizowane wydarzenia dla nich. Potańcówki w Parku Seniora cieszą się przecież ogromną popularnością. Tych wydarzeń nie brakuje też w Centrum Kultury. Są też działania realizowane na poziomie Centrum Usług Społecznych jak choćby taksówka dla seniora. Te działania należy kontynuować, ale ta grupa wiekowa ma wiele aspektów swojego życia społecznego zabezpieczonych. 

Wierzę, że kolejna kadencja będzie dobrym czasem do realizacji działań, które zostaną ukierunkowane na młode rodziny. Oczywiście dostrzegam inicjatywy, które są skierowane do młodych mam, głównie na poziomie organizacji pozarządowych jak działania Stowarzyszenia „Żyrardów Nosi”, ale tu potrzeba finansowania na poziomie samorządu. To samorząd w pewnym sensie daje przyzwolenie na rozwinięcie tym organizacjom skrzydeł.

Czy Twoje doświadczenie zawodowe może pomóc Ci w pracy na rzecz Żyrardowa?

Ukończyłam filologię polską ze specjalizacją medialną na Uniwersytecie Warszawskim. Studiowałam też zarządzanie i marketing. Jak już wspomniałam, swoją pracę zaczęłam na rynku mediów lokalnych. To na pewno najbardziej wpłynęło na moją znajomość zasad pracy w samorządzie. Od tego czasu upłynęło jednak wiele lat, a ja skupiłam się na marketingu, public relations i sprzedaży, gdzie organizowałam również różne inicjatywy skierowane do mieszkańców Żyrardowa. Ten dwoisty sposób na wyjście do żyrardowian pozwolił mi nie tylko na poznanie ich potrzeb, ale sprawdzenie jakie inicjatywy są dla nich ciekawe. I to właśnie ta wielozadaniowość na różnych płaszczyznach najbardziej ukształtowała moją sprawczość, podejmowanie inicjatyw i decyzyjność. 

Uwielbiam podróżować, co też łączy się z moją pracą, a to z kolei poszerzyło moje horyzonty na temat atrakcyjności odwiedzanych miejsc, sposoby życia mieszkańców i poznawania ich potrzeb w różnych częściach świata. 

Żyjemy w czasach, w których ciężko przypisać sobie tylko jedną rolę. Nie chcę być postrzegana jedynie jako mama. Oczywiście codziennie staram się być najlepszą mamą dla mojej córki. Jednak chcę się też realizować zawodowo i nadal w tej pracy ewoluować. Chcę przez życie przejść z satysfakcją z wykonywanych zadań i wiem też, że w swoim podejściu nie jestem odosobniona. Dziś kobiety prą do przodu, ale ten świat również musi za nimi nadążać. Tylko otwierając się na nowe pokolenia, możemy dotrzymać im tempa. Dlatego kolejnej życiowej roli upatrują w byciu radną Rady Miasta Żyrardowa.

 

Back to top button
Skip to content