Był czołowym piosenkarzem pierwszej i największej powojennej wytwórni płytowej MEWA w Poznaniu. Śpiewał słodkim, ciepłym i brzmiącym barytonem. Nagrywał piosenki z najlepszymi orkiestrami. Lansował po wojnie nowe przeboje: Zielony kapelusik, Miłość i smutek, Kwiat paproci, Czy pamiętasz tę noc w Zakopanem oraz znane sprzed wojny szlagiery: Tango Notturno, Niebieskie róże, Pieśń o Matce czy Portowe światła.
Tadeusz Miller, nazywany po wojnie królem tanga, z urzędnika pracującego w administracji stał się wielką gwiazdą polskiej piosenki. Jego płyty wychodziły w nakładach nawet do 15 tysięcy egzemplarzy i rozchodziły się w ciągu kilku dni. Jego plany zawodowe i marzenia przerwała tragiczna śmierć w 1947 roku. Gdy zginął, miał zaledwie 32 lata.
Tadeusz Wacław Miller, syn Władysława i Anieli z domu Majer, urodził się 28.09.1915 r. we Lwowie. Właściwie niewiele dziś wiemy o jego dzieciństwie i wczesnych latach młodości. Wszyscy członkowie jego bliskiej rodziny już nie żyją, a jedynym kustoszem pamięci jest dziś jego syn, także Tadeusz. Syn, który nie zdążył poznać ojca ze względu na jego nagłą śmierć. Wiemy, że Tadeusz Miller miał brata Władysława oraz dwie siostry – Danutę i Stefanię. Rodzeństwo zapamiętało go jako niezwykle towarzyskiego, sympatycznego chłopca, którego wydatną cechą była nieśmiałość. Gdy szedł w towarzystwie dziewczyny i spotkał swoją matkę, to uciekał do bramy, żeby ta nie zobaczyła go z jakąś dziewczyną. Zawsze krępował się poprosić matkę o pieniądze na kino wiedząc, że ta nie jest osobą zamożną i ma na utrzymaniu czwórkę dzieci. Bieda i szacunek do pieniądza kształtowały jednak jego charakter. Uczyły też właściwych postaw całe rodzeństwo, które musiało umieć się ze sobą dzielić. Do szkoły muzycznej i gimnazjum uczęszczał w Bojanowie koło Leszna, w woj. poznańskim. Studiował później w poznańskiej Akademii Handlu Zagranicznego, lecz jego naukę przerwała wojna. Powołano go wtedy do służby wojskowej, do Brześcia nad Bugiem, do 35. pułku piechoty. Stał się żołnierzem września 1939 roku. W wojsku poznał swojego przyszłego przyjaciela, Mieczysława Musila, plastyka, który później odegrał olbrzymią rolę w jego życiu.
Rodzina Tadeusza Millera otrzymywała od niego listy z wojska. Po kapitulacji znalazł się w Warszawie, do której przyszedł piechotą. Żeby nie schwycili go Niemcy, po drodze zostawił gdzieś żołnierski mundur i przebrał się w cywilne ubrania, które otrzymał od jakiegoś kolejarza. Do Warszawy przyszedł bez butów i z pokaleczonymi nogami. Mieczysław Musil poznał go zaraz z siostrą swojej żony – Feliksą Keller, córką Jana Augustyna i Feliksy z domu Rejman, która była studentką weterynarii. Potrafiła opatrzeć mu rany. Z wdzięczności narodziło się uczucie i to odwzajemnione. Tadeusz Miller z kobietą, na którą wszyscy mówili pieszczotliwie Luna (od Felunia) wziął ślub 14 lipca 1940 roku w kościele Matki Bożej Królowej Polski, w parafii Marymont-Bielany przy ul. Gdańskiej 6A, w okupowanej Warszawie. Szybko okazało się, że była to miłość na tyle silna, że potrafiła przezwyciężyć nawet śmierć…
Tadeusz Miller był samoukiem, grał ze słuchu na fortepianie. Nie uczył się także nigdy śpiewu, ale śpiewał. Lubił muzykę. Głos miał postawiony z natury, dźwięczny, barytonowy, o bardzo przyjemnej niskiej, głębokiej barwie i urokliwej subtelności w górnym rejestrze. Miał dobrą dykcję, co okazało się pewnie głównym powodem jego sukcesu płytowego. Cechą wydatną piosenkarza była ponadto muzykalność i doskonały słuch. Bardzo często proszono go o występy na żywo przy okazji różnego rodzaju imprez towarzyskich. Dawał też wiele koncertów na zaproszenie znajomych. Na jednej z fotografii widzimy go w Kielcach. Znalazł się w nich po upadku Powstania Warszawskiego, w którym brał czynny udział. Widzimy artystę grającego na pianinie w towarzystwie żony i przyjaciół. Zdjęcie to zostało wykonane w 1944 roku. Z całą pewnością ani on, ani nikt z osób słuchających jego koncertu nie zdawał sobie wtedy sprawy z tego, że za trzy lata stanie się jednym z najbardziej popularnych polskich piosenkarzy znanych wszystkim z radia i płyt.
W czasie okupacji trudnił się różnymi zajęciami. Pracował w wyuczonym zawodzie jako urzędnik bankowy, fotograf, a także jako krupier w Casino gry. Mieszkał z żoną przy ul. Kraińskiego 6 w Warszawie. Trudno nam sobie dzisiaj wyobrazić to, jak wyglądało jego codzienne życie, w ciągłym strachu wśród walk, wybuchów, ofiar wojennych, strat i nędzy. Brał czynny udział w Powstaniu Warszawskim, pod koniec którego został ciężko ranny. Po wojnie wyjechał z żoną do Szczecina. Podjął pracę w rozgłośni radiowej, w administracji. Za namową żony zadebiutował przed mikrofonem rozgłośni szczecińskiej. Wkrótce zdobył sobie dużą sympatię słuchaczy. Śpiewał w nadawanych wówczas na żywo koncertach życzeń. Pewnego razu w audycji „Mozaika muzyczna”, w 1946 roku, usłyszał go przez radio właściciel największej fabryki płyt gramofonowych MEWA, Mieczysław Wejman – pionier powojennej fonografii. Wejman zaprosił obiecującego, obdarzonego pięknym głosem piosenkarza do Poznania na pierwsze próbne nagrania. Prawdopodobnie podczas pierwszej wizyty w wytwórni, która mieściła się przy ul. Kościelnej 17 w Poznaniu, Miller nagrał dwa utwory z orkiestrą Mieczysława Paszkieta; tango Idziemy znów Nowym Światem i walczyk Zielony kapelusik. Bezsprzecznie pierwszym nagraniem Tadeusza Millera w MEWIE była ta pierwsza, wyciskająca łzy piosenka, a nie jak podaje wiele źródeł tango Zwiędła chryzantema. Wzruszający utwór o tęsknocie za przedwojenną Warszawą został napisany przez śpiewaka Wacława Brzezińskiego (autora słów i muzyki), który tę piosenkę poświęcił swojej siostrze, Hance Brzezińskiej, pieśniarce. Wyjątkowy wyraz temu tangu nadała interpretacja Tadeusza Millera, która tak spodobała się Wejmanowi, że… Miller został w MEWIE na stałe. Mało tego; Wejman postanowił go uczynić wykonawcą większości piosenek, wśród których były przeboje nowe, jak i te już bardzo dobrze znane publiczności z czasów przedwojennych. Spośród wielu innych piosenkarzy nagrywających płyty dla tej wytwórni tylko jego głos znalazł się na dwóch seriach płyt – tańszej serii MELODJE i droższej MEWA. Co nagrywał Miller? Między innymi szereg popularnych piosenek Jana Markowskiego: Walc na niepogodę, Wszystkiego się mogłem po tobie spodziewać, Bluzeczka zamszowa, Bajeczki śpią, Jesień, Jak się przypomni, piosenki do tekstów Tiny Doleckiej (Janiny Gillowej): Miłość i smutek, Powiedz czy chcesz mnie kochać, Kwiat paproci. Akompaniowały mu znakomite orkiestry. Była to najpierw orkiestra Mieczysława Paszkieta, a później Charlesa Bowery’ego czy Jerzego Haralda. Wszystkie jego płyty miały ogromne powodzenie. Tadeusz Miller stał się oficjalnie kontraktowym pracownikiem wytwórni MEWA w styczniu 1947 roku. Przyjeżdżał na sesje nagraniowe ze Szczecina, w którym mieszkał.
Płyty nagrywane przy Kościelnej 17 w Poznaniu puszczane były także przez Polskie Radio Szczecin. Czasami jego głos mylono z głosem Mieczysława Fogga, z którego popularnością właściwie mógłby się równać w tamtym okresie. Być może było to spowodowane podobnym repertuarem (Fogg prowadził swoją wytwórnię płyt Fogg-Record przy Koszykowej w Warszawie), a może jakąś nieuwagą speakera czy autora audycji? Wszystko jedno, najważniejsze, że publiczność potrafiła go odróżnić. W tamtych czasach ulubionym piosenkarzem, znanym w całej powojennej Polsce był właśnie on – król tanga Tadeusz Miller, po którego płyty ustawiały się kolejki. Z powodu braku surowców do produkcji płyt (potrzebnego szelaku) obowiązywała zasada: chcesz kupić płytę, musisz oddać dwie potłuczone. Proszę sobie wyobrazić, że ludzie często łamali dobre płyty żeby zakupić płytę z nowym nagraniem Tadeusz Millera! Jego najpopularniejszą chyba płytą była 114. płyta serii Melodje z nagranym przez niego wielkim szlagierem z estradowego repertuaru Haliny Kowalewskiej Kwiat paproci. Ta płyta wydana została nakładem 15 tysięcy egzemplarzy. Cóż to był za sukces!
O sukcesie wtedy świadczyła nie tylko ilość i jakość, ale także repertuar. Liczył się ten, kto nagrywa prawdziwe szlagiery, czyli piosenki najbardziej modne i popularne, to jest takie, które nucili wszyscy. Tadeusz Miller był obok Fogga, Janusza Popławskiego i Alojzego Klucznioka jednym z czterech tylko piosenkarzy, który utrwalił słynne tango Czy pamiętasz tę noc w Zakopanem na płyty gramofonowe zaraz po wojnie. Łącznie, w latach 1946-1947 nagrał na płyty Mewa i Melodje 63 przeboje cieszące się dużym powodzeniem ze strony słuchaczy.
Nic dziwnego, że żonę, Lunę, rozpierała duma, ponieważ to ona namówiła go żeby zaczął śpiewać. Piosenkarz przywoził do domu płyty, dedykował swoje nowe nagrania żonie, a podczas nagrywania utrwalał dla niej muzyczne niespodzianki. Na przykład zmieniał oryginalne teksty piosenek na takie, żeby pasowały pod jej cechy wyglądu czy charakteru, np. w piosence Bo jedno serce „dziewczyna moja miła oczy szare ma” – bo ona miała szare oczy. Innym znów razem śpiewał piosenkę, w której występuje motyw brydża; to walc Wszystkiego się mogłem po tobie spodziewać. Śpiewał go, ponieważ oboje lubili grać w brydża. Tym sposobem te różne wątki związane z żoną zostawały przez niego nagrywane i utrwalane na płyty. Te same płyty, które później stały się najdroższą pamiątką dla pani Luny, a właściwie relikwią. Które były jego zachowanym żywym głosem, kiedy go zabrakło…
Tadeusz Miller kupił sobie motocykl marki DKW, który zarejestrował w Szczecinie w kwietniu 1947 roku (numer silnika 628836/63 i podwozia 358591). Cała procedura trwała bardzo długo, bo wniosek do Okręgowego Urzędu Samochodowego o wydanie próbnego numeru rejestracyjnego złożył dużo wcześniej – 26 września 1946 r. Tym motocyklem często jeździł na ryby. Podczas jednego z takich wyjazdów, dokładnie 23 lipca 1947 roku zdarzył się tragiczny wypadek. Według jego siostry, pani Danuty, zepsuł mu się reflektor w motorze i zaparkował go na poboczu. Razem z kolegą, z którym wtedy jechał, zaczął przyglądać się reflektorowi by zobaczyć co się stało. Wtedy wielka ciężarówka należąca do wojska radzieckiego wjechała w nich i w motocykl przygniatając do muru. Było to obok Szpitala Czerwonego Krzyża w Szczecinie. Świadkiem tego zdarzenia była pielęgniarka, która znalazła się w pobliżu – jechała tramwajem. Wezwała pogotowie, które niestety nie było w stanie uratować mężczyzn ze względu na bardzo rozległe obrażenia, których doznali. Tadeusz Miller, który natychmiast trafił na stół operacyjny, zmarł. Tak zakończyło się życie i kariera jednego z najbardziej obiecujących głosów polskiej piosenki, wielkiej gwiazdy lat 40. XX wieku, króla tanga, a także… przyszłego ojca. Pięć miesięcy później, w grudniu 1947 roku, urodził się jego syn, którego narodzin nie było mu dane doczekać. Wiadomość o śmierci, dzień pogrzebu, a także kolejne miesiące i lata były niewyobrażalnym szokiem i tragedią dla jego kochanej żony, pani Luny, która całymi godzinami grała jego płyty wsłuchując się w głos swojego męża i nie płacząc, ale jak to wspominała siostra pieśniarza – wyjąc z bólu, żalu i tęsknoty. Chociaż Tadeusz Miller nie mógł wiedzieć co się wówczas zdarzy, podobno przed wyjazdem kilka razy żegnał się z żoną, jak gdyby przeczuwał, że może zdarzyć się coś niedobrego. I na koniec coś, co za każdym razem wbija mnie w osłupienie, kiedy pomyślę o tej tragicznej historii. Tytuł ostatniej nagranej przez niego w życiu piosenki brzmi Avant de mourir, co znaczy po polsku: Przed śmiercią.
Piosenki, których nie zdążył nagrać, a który ukazały się w katalogu płyt na lipiec 1947 roku z jego nazwiskiem:
Smutne tango (M.Wróblewski-A.Jellin)
Lubię (W.Tychowski,J.Kagan-Z.Friedwald)
Zagrajcie mi (J.Rosner-E.Schlechter)
Tak smutno mi bez ciebie (F.Scher-A.Jellin)
Kto dziś całuje twe usta (W.Krupiński-A.Włast)
Teresina (E.Santeugini-Eser)