Komfort życia codziennego składa się często z małych rzeczy – i wcale nie potrzeba ogromnych inwestycji czy pomysłów, aby go znacznie podnieść. Czy aby odczuć znaczną poprawę zawsze potrzeba dużo? Niekoniecznie.
Czy podczas spaceru po naszym mieście zawsze można czuć się komfortowo? Czy przestrzeń, która nas otacza jest dostosowana do potrzeb mam z małym dzieckiem w wózku – bo z tej perspektywy przyszło mi się przyjrzeć naszemu miastu w ostatnich miesiącach? Bywa różnie. Zgadzam się, że istnieje w tej perspektywie pewna chwilowość – dziecko przecież szybko wyrośnie z wózka i problemy znikają. Jednak postawienie się w tej często niekomfortowej sytuacji bardzo uzmysławia, z jakimi problemami na co dzień mierzą się niepełnosprawni na wózkach, starsi czy osoby z ograniczoną mobilnością – a ich problemy nie są chwilowe. Poza barierami architektonicznymi czy ogólną dostępnością, do „poprawki” jest również zwyczajna wrażliwość społeczna i odrobina empatii wśród współmieszkańców.
Zdecydowanie pozytywnie wypadają miejskie i publiczne przestrzenie. Nie wszędzie jest idealnie, ale ogólny problem z wjechaniem, dostępem czy szerokością ciągów komunikacyjnych tych przestrzeni nie istnieje. Gorzej wypadają niestety prywatne miejsca – te które nie są zobligowane do przystosowania swoich przestrzeni do ogólnej dostępności – tak jak robią to miejsca publiczne.
Prosta wycieczka po centrum miasta może postawić szereg na pozór drobnych problemów – a one wcale takimi nie są. Co więcej – zimą wszystkie z nich są wzmożone, ze względu na warunki atmosferyczne. Nie trzeba nam wszystkim wylistowania konkretnych miejsc, ale niedługo zajmie nam odnalezienie ich w głowie. Zwyczajne wyjście do kilku żyrardowskich restauracji zakończyło się w moim przypadku tym, że zrezygnowałam z ich odwiedzenia, widząc jakie schody mam do pokonania i jak bardzo unikają wzroku przechodnie, aby w tym temacie fizycznie pomóc. Nie ukrywam, że podniesienie wózka z małym dzieckiem w gondoli nie należy do najlżejszych, a już na pewno do bezpiecznych manewrów. Ciężko wymagać także pełnego dostosowania obiektów – tym bardziej, że wiele z tych miejsc to zaadaptowane pofabryczne budynki, ale podejście mieszkańców sama oceniam na rozczarowujące. Kilkukrotnie ze względu na właśnie schody zrezygnowałam z odwiedzenia różnych miejsc i nie chodzi tu tylko o miejsca spotkań towarzyskich, ale też o miejsca usługowe czy sklepy. Koniec końców zamiast załatwić coś przy okazji, musiałam wybierać się kolejny raz, sama bez dziecka. Szczęśliwie miałam taką możliwość, ale co w takich sytuacjach zobojętnienia społecznego mają zrobić osoby, które sobie same nie poradzą z pokonaniem niejednokrotnie stromego zejścia, czy śliskich schodów prowadzących do drzwi.
Gdy już tą pierwszą barierę uda się „przeskoczyć” nasuwa się następna, dotycząca już tylko niektórych miejsc – toaleta. Ogólna dostępność miejsc do przewinięcia dziecka jest średnia, nie każdy lokal też musi dostosowywać się do dzieci, bo niekoniecznie są one targetem lokalu, ale rodzicom naprawdę nie potrzeba ekskluzywnego przewijaka, wystarczy jedynie trochę przestrzeni. Z kolei często spotkane w naszym mieście toalety, w których ciężko się samemu obrócić, są skrajnością, znów znacznie utrudniającą funkcjonowanie – starszym osobom, niepełnosprawnym oraz rodzicom z dziećmi.
Przemieszczając się po mieście trzeba przyznać, że w większości miejsc przestrzeń jest dostosowana na dobrym poziomie, i można by być zadowolonym, gdyby nie – niektórzy kierowcy. Niestety często napotykam się, że kierowcy parkują na chodnikach na tyle głęboko, że przejście przestrzenią chodnika wytyczoną dla pieszych staje się niemożliwe. W sezonie zimowym przestrzeń ta dodatkowo ogranicza odgarnięty (lub czasami nie) śnieg. To kolejna pozornie mała rzecz – a jak wiadomo, pozory mylą. Auto jest bezpiecznie schowane na chodniku, a mama z wózkiem ląduje na pasie jezdni, żeby móc przejść. I nie mówię tu o pozostawianiu 1,5m przejścia, bo nie zawsze są ku temu warunki, tylko o zdroworozsądkowym ocenianiu sytuacji i odrobinie wyobraźni wśród kierowców.
Podróżowanie komunikacją miejską stanowi koleją poprzeczkę – znacznie ułatwioną dzięki niskopodłogowym autobusom poruszającym się po mieście. W tym przypadku kilkukrotnie miałam okazję korzystać z transportu i udało mi się trafić na pomoc we wjechaniu / zjechaniu wózkiem między chodnikiem, a autobusem. Sama również byłabym to w stanie zrobić, ale zajmuje to znacznie więcej czasu, a pomoc innego pasażera dodała wiele komfortu i ułatwienia. Nie ułatwiał za to podróży tłum w autobusie, który, gdy chciałam na konkretnym przystanku wysiąść, musiał się rozsunąć i wymownie próbował wprowadzić mnie w dyskomfort.
Przykłady się mnożą, a odnaleźć je można niemal we wszystkich codziennych sytuacjach. Każdą można analogicznie przełożyć z przykładu rodzica z dzieckiem – na przykład niepełnosprawnych, czy ciężko poruszających się starszych osób. I tak samo – każde z tych utrudnień niweluje swoją skalę nie tylko poprzez inwestycje – ale także przez czynnik ludzki, o którym w dobie cyfryzacji, automatyzacji i pędzie życia, zdaje się niektórym zapomnieć. Zapominają do momentu, gdy sami nie znajdą się po drugiej stronie, a ja sama przyznam, że mimo swojej empatii, wielu tych problemów wcześniej nie dostrzegałam w tak znaczny sposób. Włączmy wrażliwość społeczną.
Aneta Dajek