KulturaWażne!Wywiad

“Trudne chwile przetrwałam z malarstwem…”

Józef Chełmoński – to właśnie jego życie i twórczość stały się inspiracją i motorem napędowym do działań wyjątkowej kobiety. Pasją tej kobiety jest nie tylko poszerzanie wiedzy na temat malarza, ale również tworzenie reprodukcji jego obrazów. To właśnie malarstwo stało się odskocznią od problemów życia codziennego i ucieczką w chwilach słabości. O motywacji do działań społecznych i natchnieniu w malarstwie rozmawiamy z Izabelą Wicińską – wielbicielką twórczości Józefa Chełmońskiego i założycielką Koła Gospodyń Wiejskich w Adamowie Wsi.

Skąd pomysł na malowanie reprodukcji Józefa Chełmońskiego?

Wydaje mi się, że to się po prostu bierze z miejsca zamieszkania. Mieszkam na ziemi Chełmońskiego, czyli tu, gdzie żył i tworzył. Kilka lat temu zapisałam się na kurs w Domu Kultury w Żabiej Woli, gdzie wtedy pracowałam… właściwie to zapisałam mojego syna na kurs malarstwa. A żeby zachęcić go do chodzenia, zapisałam się razem z nim. Syn szybko zrezygnował, ja zostałam i zostało mi to malarstwo, które polubiłam, ale też zaczęło mi pomagać w trudnych chwilach. A że zawsze ten Chełmoński przejawiał się gdzieś w mojej historii… chodziłam do szkoły im. Chełmońskiego, często się o nim mówiło, to moje zainteresowanie nie objawia się tylko w obrazach, ale również w literaturze. Wydaje mi się, że mam chyba wszystkie wydane pozycje na temat życia i twórczości Chełmońskiego.

Sama wieś też jest mi bliska i właśnie ta tematyka obrazów Józefa Chełmońskiego, a najbardziej ta u schyłku życia, kiedy przestał malować sceny z bitew, a odnalazł się w pejzażach i krajobrazach.

To właśnie ten kurs był bodźcem do tworzenia reprodukcji obrazów?

Na kursie na pewno nauczyłam się techniki malarstwa. Nigdy wcześniej mnie do tego nie ciągnęło, nie uczyłam się też nigdzie rysunku. Nigdy nie miałam żadnej pasji w tym kierunku. Wszystko zaczęło się od kursu.

To był 2014 rok. Mogę powiedzieć, że trudne chwile przetrwałam z malarstwem. Po kilku latach, kiedy miałam trudniejsze chwile, gorszy czas zawsze wracałam do obrazów. Na pewno po śmierci teściowej się rozmalowałam.

Ciężko nauczyć się malarstwa w wieku dorosłym?

To chyba bardziej wymaga odwagi. Odwagi, by wziąć pędzel, usiąść i po prostu malować. Przecież mnie nikt nie ocenia, ja maluję dla siebie. A płótno ma jeszcze to do siebie, że można je przemalowywać nieskończoną ilość razy.

A czy potrzeba odwagi, by usiąść do obrazów Józefa Chełmońskiego?

Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Ja po prostu lubię tego artystę. Bardzo podoba mi się ten jego okres wiejski, pejzażowy. Co wcale nie oznacza, że nie malowałam swoich zdjęć. Malowałam… To, co sama malowałam, powydawałam rodzinie i znajomym, bo ja kocham Chełmońskiego, kocham ten motyw wsi. Łapię się czasem nawet na tym, że potrafię wyjść z domu, rozejrzeć się i powiedzieć: „ojej, jakie dzisiaj ładne chełmońskie niebo”. Ten temat mnie interesuje. Kiedyś interesowałam się życiorysem i czytałam książki malarza. Dziś przeszłam do malowania jego obrazów. Czy tu potrzeba odwagi? Nie, bo ja to robię dla siebie.

Co dla Pani jest wyjątkowego w Chełmońskim? Mówi Pani o przywiązaniu do ziemi, ale zakładam, że w powiecie żyrardowskim jest gros ludzi, którzy nie znają powiązania Józefa Chełmońskiego z tą ziemią.

Myślę, że w jego obrazach widać właśnie miłość do ziemi i wiejskich klimatów. Dla mnie na te płótna Józef Chełmoński przelewał miłość… To miłość nie do samego malowania. To miłość do ojczyzny, do wsi. To mnie zachwyca.

Jaki jest Pani ulubiony obraz?

„Babie lato” – to zdecydowanie mój ulubiony obraz.

Dlaczego?

Dla mnie jest wyjątkowy. Można na niego patrzeć i snuć różne domysły. Z jednej strony można myśleć, że to jakaś wyuzdana dziewczyna, jak na tamte czasy, która leży i pokazuje brudne nogi. Chełmoński nie bał się tego, pokazał obraz na salonach i został za niego skrytykowany. Ja uważam, że to ogromna odwaga – namalować coś prawdziwego, co ma miejsce na wsi, a co nie do końca jest społecznie akceptowalne. Przecież ci ludzie w mieście zdawali sobie sprawę z tego, że życie na wsi było inne niż w mieście. To było proste życie.

A do namalowania jakiego obrazu ciągle Pani dojrzewa?

Cały czas przygotowuję się do namalowania wielkiej „Czwórki”, ale nie wiem czy się odważę. Byłam już w Muzeum Narodowym w Krakowie. Kupiłam nawet stosownej wielkości płótno, ale wciąż boję się zacząć, bo wiem, że to trudny obraz. Ogrom tego obrazu mnie przeraża. Oczywiście i tak planuję namalować ten obraz w dużo mniejszym formacie, ale ciągle nie mieści mi się w głowie, jak można w tak wielkiej formie namalować rysy koni, lecącą pianę z pyska. Jestem naprawdę pod ogromnym wrażeniem wielkości tego obrazu. Jak można to oddać.

Wiem, że zacznę ten obraz malować. Nie wiem, kiedy, nawet nie wiem, czy go skończę, ale wierzę, że dojrzeję do tej decyzji i ten impuls przyjdzie. Czasem po prostu przychodzi taki moment, kiedy wiem, że muszę usiąść i malować. Jeśli tego poczucia nie mam, siadanie do płótna nie ma sensu. Wiem, że wtedy obraz mi nie wyjdzie. Zdarza się, że zgłasza się do mnie ktoś ze znajomych i prosi, żebym namalowała jakiś konkretny obraz. Miałam taką sytuację z moim serdecznym przyjacielem, który prosił mnie o konkretny obraz do swojego nowego domu… tak na parapetówkę. Chłopak do tego domu wprowadził się pół roku temu. Powiedziałam mu jednak wprost, że malować mu na siłę nie będę, bo mi to nie wyjdzie. Ja naprawdę muszę czuć, że to właśnie ten moment. Ale kiedyś ten obraz namaluję (śmiech).

Nie jestem żadną artystką, ale rozumiem, że ludzie, którzy zajmują się tworzeniem sztuki profesjonalnie, mają momenty przestoju. Czasem, kiedy czuję, że to właśnie taki moment, siadam i wolę sobie poszkicować. Ale bez weny na stałe zrobić się nic nie da.

Długo Pani czeka na natchnienie?

Nie czuję się komfortowo nazywać tego natchnieniem. Natchnienie może mieć artysta, a ja nim nie jestem.

Dlaczego Pani tak mówi?

Bo nim nie jestem… Jestem zwykłą wiejską kobietą. Matką, żoną…

A może właśnie to jest to powiązanie z Chełmońskim. Inspiruje Panią „Babie lato”, nazywa się Pani wiejską kobietą. Może właśnie ta inspiracja jest w Pani?

Nigdy wcześniej o tym nie myślałam… ale to bardzo miłe. A wracając do natchnienia, wydaje mi się, że t musi przyjść taki impuls, jakaś emocja. Tak jak mówiłam o śmierci teściowej. To był taki czas, kiedy szukałam odskoczni. Kiedy usiadłam do płótna, czułam, że jest mi błogo. Przelałam te emocje na obraz. A teraz nie wiem…

Bardzo często mówi się o tym, że najlepsze teksty, najpiękniejsza poezja i muzyka powstały pod wpływem cierpienia. Może właśnie podobnie jest z obrazami, o czym świadczyłyby Pani początki z malarstwem… A może zdarza się Pani tworzyć pod wpływem dużej radości?

Chyba nie…. Pod wpływem radości staram się żyć każdym dniem. Lubię biegać, zwiedzać… Natomiast jeśli chodzi o malarstwo, to chyba faktycznie przychodzi ono wtedy, kiedy potrzebuję ciszy, spokoju. Mam w domu takie pomieszczenie, gdzie mogę pobyć sama z sobą. Rozkładam sztalugę, płótno i tam maluję.  Dopiero, kiedy nastąpi pewien proces, mogę wyjść z tego pomieszczenia. Wtedy czuję, że wracam do świata żywych, do rzeczywistości. Nie będę ukrywać, że zmagam się z chorobą dwubiegunową i jakoś muszę z nią funkcjonować. Nie jest mi łatwo, ale tym bardziej cieszę się, że mam takiego męża, przy którym mogę robić to, co robię. Nigdy mnie nie krytykuje. Kiedy mam słabsze chwile, mam swoją samotnię i odskocznię.

To też jest piękny sposób na radzenie sobie z emocjami…

Wydaje mi się, że w tym sposobie na radzenie sobie z chorobą bardzo ważna jest stabilizacja i wsparcie najbliższych. Zakładam, że pewnie, gdybym musiała pracować etatowo, miałabym małe dzieci, mogłabym nawet nie mieć na to siły i chęci. Ale ta stabilność bardzo mi pomaga. Kiedy czuję się dobrze, staram się działać aktywnie na rzecz lokalnej społeczności, między innymi w Kole Gospodyń Wiejskich.

Koło Gospodyń Wiejskich w Adamowie Wsi jest dość świeże…

Tak, założyłyśmy je w 2019 roku.

Ale choć przez pandemię ciągle można mówić o początkach Waszej działalności, to działacie bardzo prężnie. Wygrywacie konkursy, jak ten na taniec wokół jabłoni, organizujecie imprezy wiejskie… Zauważyła Pani, że dziś KGW przeżywają swój renesans?

Sądzę, że dużo ułatwiła ustawa o KGW. W niektórych kołach to dalej tak funkcjonuje, że starsze panie spotykają się raz w tygodniu, miesiącu, podyskutują i na tym koniec. Ale ustawa o KGW zmieniła to, że dziś możemy zyskać jakieś fundusze, środki. Zyskujemy funkcję społeczną. Możemy zrobić coś dla naszej społeczności. W naszym Kole jest 14 pań i kilku panów, każdy z nas ma dzieci. Chcemy zorganizować im coś, co pozwoli je na dłużej zatrzymać, żeby nie musiały uciekać do miasta. To ciągle nie jest łatwe, bo każda z nas ma swoje obowiązki, pracuje. Chcąc znaleźć czas dla KGW trzeba odjąć go z czasu prywatnego, dla rodziny. Czy uda nam się coś zrobić? Tego nie wiem, ale chcę zrobić jak najwięcej. My wszystkie kochamy nasza wieś i chcemy się dla niej poświęcić. Co ciekawe, spotykamy się z aprobatą ludzi z zewnątrz, miastowych, którzy nam tego zazdroszczą. W minionym roku kilka razy przyjechała do nas Pani z Warszawy, żeby z nami działać. Sądzę, że i w te wakacje przyjedzie. Ludzie są zainteresowani!

Maluje Pani reprodukcje obrazów Józefa Chełmońskiego, jest Pani założycielką Koła Gospodyń Wiejskich w Adamowie Wsi, ale udziela się Pani również społecznie w „remontach” okolicznych szkół. Spod Pani ręki wyszły dekoracje na ścianach w Szkole w Kuklówce Radziejowickiej…

Tak, to zbiegło się z przyjściem nowej Pani Dyrektor, Pani Sylwii Król. I wiadomo, zawsze, jak przychodzi ktoś nowy, to wchodzi z nową energią. To też zbiegło się z remontem szkoły. Pani Dyrektor poprosiła mnie, czy nie zrobiłabym jakiegoś malunku dziecięcego na ścianach. Tak zrobiłam jedną salę. Później znajoma mama poprosiła mnie o udekorowanie kolejnej. Szczerze mówiąc, głupio było mi się z tego wymiksować, bo zupełnie się na tym nie znałam. Dużo o tym czytałam, uczyłam się na ścianie. Malowałam jedną salę tydzień, drugą dwa dni. Nie wiem, co będzie, jeśli kiedyś komuś przyjdzie to zamalować. Ale cieszę się, że usuwanie tych malowideł ze ścian już nie będzie mnie dotyczyło… (śmiech).

Back to top button
Skip to content