SportWydarzenia

Prawdziwych przyjaciół poznasz na macie

Rozmowa z Piotrem Drozdowskim, właścicielem Academii Gorila

Wydawać by się mogło, że MMA to dość brutalny sport, który kojarzy się z męską walką o dominację. Przekonanie, że na treningi przychodzą jedynie mężczyźni spragnieni rywalizacji i nieustających sparingów jest bardzo mylne, o czym przekonuje Piotr Drozdowski, właściciel Academii Gorila, któremu będziemy mogli kibicować już 11 września na ringu podczas Gali Babilon MMA w Żyrardowie.

Jak zaczęła się Pańska przygoda z boksem?

Piotr Drozdowski: Tak naprawdę moja przygoda zaczęła się 12 lat temu od 2 miesięcy treningów judo. Jednak od zawsze chciałem trenować KSW, więc przeniosłem się do Skierniewic, gdzie znalazłem klub. Od początku bardzo podobały mi się wszystkie walki w hotelu Mariott, walki w ringu. Wtedy to było jeszcze bardzo niszowe. Moim pierwszym wielkim idolem był Mamed Chalidow. Chciałem być taki jak on.

Czy 12 lat temu łatwo było znaleźć klub, w którym odbywały się treningi MMA?

Wtedy bardzo ciężko, dlatego jeździłam do Skierniewic. Tam dojeżdżałem 3, może 4 lata. Później trener, Przemek Matuszewski, namówił mnie na zrobienie kursu instruktorskiego, dzięki czemu później powstał klub. Tak naprawdę dalej jeżdżę do Skierniewic, często widujemy się i wspólnie trenujemy, ale teraz każdy z nas poszedł swoją drogą, choć nie będę ukrywać, że wzorowałem się na nim.

Decydując się na swoją przygodę z MMA, zakładał Pan starty w walkach?

Właściwie na początku myślałem o tym, żeby trenować amatorsko, ale jak wiadomo są też walki amatorskie. W międzyczasie jeszcze zacząłem trenować boks, jujitsu. Tak mieszałem sobie te sztuki walki. Nie trenuje tylko MMA, staram się rozwijać na różnych płaszczyznach – raz w tygodniu zapasy, stójka. Choć właściwie wszystko to jest ukierunkowane pod MMA i walki zawodowe już teraz.

Czy Pana głównym zajęciem są przygotowania i treningi do walk zawodowych?

Startuję, ale nie jest to moim priorytetem. Pojawiam się na walkach, jestem znany w tym środowisku, cały czas dostaję propozycje walk. 11 września podczas Babilon MMA Żyrardów odbędzie się moja walka, kolejna zaklepana jest już w grudniu na gali Wirtuoz. Współwłaścicielem tej organizacji jest Marcin Krakowiak, który też walczy w KSW.

Jak wyglądają przygotowania do tych walk? Pierwsza z nich jest już za chwilę.

Mój system treningowy przez cały rok się nie zmienia. Im bliżej walki, tym bardziej staram się trzymać lub zbijać wagę, poprawiam aspekty motoryczne, więcej sparingów, ale nie zmieniam liczby treningów. O każdej porze dnia i nocy jestem gotowy stanąć na ringu.

Jaki jest Pana cel w najbliższym czasie?

Minimum 20 walk zawodowych z dodatnim bilansem. To moje największe marzenie.

Czy przy prowadzeniu klubu i intensywnych treningach zostaje Panu jeszcze czas na „normalne życie”, czy właśnie to, co robisz jest całym życiem?

Faktycznie poza tym, że sam trenuję, trenuję innych – prowadzę zajęcia grupowe, treningi indywidualne. Prowadzę Academia Gorila, który jest moim życiem. Poświęcam klubowiczom mnóstwo czasu, bo to nie tylko moje starty w zawodach, ale i moich zawodników. To są treningi, obozy, weekendowe campy, ale i same walki, na które jeździmy z podopiecznymi.

Ten kalendarz naprawdę jest napięty. Skoro mowa o klubie, kto może do Was przyjść? Macie jakieś granice wiekowe?

Tak naprawdę przychodzą do nas dzieciaki już w wieku 6 -7 lat. Mamy kilka grup różnych sztuk walki. Właściwie przychodzą do nas dzieci, młodzież i dorośli, więc tak naprawdę każdy znajdzie coś dla siebie.

Jeśli przychodzi ktoś z ulicy i chciałby zacząć swoją przygodę ze sztukami walki, ale nie potrafi zupełnie nic, powinien się jakoś specjalnie przygotować jeszcze przed pierwszym treningiem?

Nie, wystarczy, że przyjdzie na jakąkolwiek grupę początkującą. Nie naciskamy na nikogo. Nie chcemy nikogo zrażać do sportu, więc zaczynamy bardzo spokojnie. Dopiero z czasem, kiedy poznajemy możliwości danej osoby, wiemy, czego możemy od niej wymagać i „dokręcamy śrubę”. Z pewnością grup początkujących nikt nie musi się obawiać.

Teoretycznie sporty walki ciągle kojarzą się jako typowo męskie. W klubie widać kobiety, które trenują. Ten trend i postrzeganie sportów walki się zmienia?

Tak, to jest zauważalne. Wydaje mi się, że kobiety po prostu szukają nowych wrażeń. Są takie, które znudziły się typowo kobiecymi zajęciami fitness.

Może tu odgrywać jakąś rolę adrenalina?

Na pewno, choć u nas ciągle mało dziewczyn bierze udział w sparingach. Może to też wynika z tego, że głównie są jeszcze w grupach początkujących, ale widać, że lubią się wyżyć. Mocno uderzają i zupełnie się nie oszczędzają.

Czy to kontuzjogenny sport?

To zależy, czego od niego oczekujemy. Jeśli ktoś przychodzi po prostu potrenować i nie chce się sparować, to tez jesteśmy otwarci na taką formę zajęć. A właściwie w głównej mierze przychodzą do nas osoby, które chcą trenować, a nie walczyć. Każdy robi to dla siebie i ma się z tym czuć komfortowo. Jeśli jednak ktoś chce startować w zawodach, trenuje w kaskach ochraniaczach, także dbamy o bezpieczeństwo. Przede wszystkim zależy mi na przyjacielskiej atmosferze w klubie. Czasem spotykamy się w klubie, żeby wspólnie obejrzeć KSW, robimy integracje. To nie jest tak, że przychodzą do nas ludzie, którzy tuż po zajęciach wychodzą. Zawiązuje się u nas fajna społeczność – umawiamy się na wspólne wyjścia, wspólne bieganie. To grupa ludzi, którzy razem funkcjonują nie tylko w świecie sportu. Tu się nawiązują przyjaźnie. Tak naprawdę człowieka najlepiej się poznaje na macie. Najlepsza przyjaźń buduje się z tymi litrami potu wylanymi na treningach.

Back to top button
Skip to content