WywiadŻyj zdrowo!

Na spacer z naturą

Szukamy drogi ucieczki od miejskiego zgiełku. Marzymy o wiejskim domu z ogrodem, o kawałku lasu, o kawałku przestrzeni. I choć coraz chętniej poszukujemy naturalnych rozwiązań leczenia i wspierania odporności, ciągle idąc łąką nie zauważamy, ile skarbów natury depczemy nierozpoznanych. O tym, jakie zioła warto mieć w domowej apteczce rozmawiamy z Agatą Katafiasz-Matysiak fotografką przyrody, wielbicielką zdrowego życia, zielarką fitoterapeutką, pomysłodawczynią i właścicielką Miętowego Chruśniaka.

Co daje Pani kontakt z naturą?

Przede wszystkim wytchnienie i odpoczynek od codzienności. Kilka lat wstecz, kiedy byłam matką z małymi dziećmi, zaczęłam poszukiwać sposobu, by znaleźć równowagę i parę chwil tylko dla siebie. Odnalazłam to w kontakcie z przyrodą. Brałam aparat, plecak, butelkę wody i znikałam na pobliskiej łące lub w niedalekim lesie. Powstawało wtedy sporo fotografii dzikich ziół i kwiatów. Od zawsze uwielbiałam prostotę, spokój i naturę. Wciąż doceniam zwykłe spacery z psem, a przy okazji wiele ciekawych obserwacji na zaprzyjaźnionych stawach. Od dziecka towarzyszy mi także ogromna potrzeba ruchu, mam ją we krwi, to zasługa ukończonej szkoły baletowej…

Od kiedy zaczęła się pani interesować ziołami i ziołolecznictwem?

To wszystko zaczęło się od fotografii, a właściwie od fotografii męża, który już wtedy zajmował się tym zawodowo. Miałam dostęp do profesjonalnego sprzętu, ciekawość i pasję poznawania przyrody i sporo zapału. Postanowiłam skupić się na roślinach. Mąż fotografował zwierzęta – jest z wykształcenia biologiem i leśnikiem, przy rozpoznawaniu roślin bardzo mi pomagał. Zaczęłam się uczyć i swoją wiedzę pogłębiać w kierunku zastosowania roślin. Obecnie jestem już zawodową zielarką fitoterapeutką. Ale nie osiadam na laurach, nadal rozwijam swoją pasję, rośliny mają niezwykłą moc, ale trzeba je dobrze poznać. Dziś mogę powiedzieć, że one po prostu są fascynujące.

Wiedza o możliwości wykorzystania ziół raczej nie jest dziś powszechna. Idąc na łąkę większości ludzi ciężko będzie dziś odróżnić rośliny jadalne od trujących.

Tak, sama na początku miewałam takie wątpliwości. Dziś już wiem, że to po prostu jest długi proces. Rozpoznawałam roślinę, którą udało mi się znaleźć, a potem poszukiwałam informacji o jej działaniu i zastosowaniu. Zastanawiałam się jak ją przetwarzać. Jak suszyć. Czym zalać. A później jaką drogą dotrzeć do organizmu, by było to skuteczne i bezpieczne. By wykorzystać moc ziół w pełni potrzeba ogromnej wiedzy, pokory i… cierpliwości.

Czego nie może zabraknąć w Pani ziołowej apteczce?

Co roku staram się uzbierać tyle kwiatostanów lipy, by w formie ususzonej wystarczyły do następnych zbiorów. Lipa to zioło znajdujące zastosowanie w przeziębieniu, nieżytach górnych dróg oddechowych, pomocne całej rodzinie. W ziołowej apteczce mam też kwiaty czarnego bzu. To jeden z moich podstawowych i ulubionych surowców. Uwielbiam ich zapach, smak, w sezonie robię z nich syropy. Gdy tylko zakwitną (w czerwcu) niezwłocznie je zbieram. Są niezastąpione na zapalenie gardła, na kaszel, katar, w przypadku grypy. Napar z kwiatów bzu zapobiega powstawaniu „worków pod oczami”, pomaga w zapaleniu spojówek. Bardzo lubię szałwię. Wyciągi wodno-alkoholowe z szałwii działają antybakteryjnie, przeciwzapalnie, hamują rozwój grzybów. Takie wyciągi leczą objawy nieżytu żołądka i jelit, hamują biegunkę.  Mam ją w swoim ogródku, uwielbiam jej smak w jajecznicy. Ale nie wolno jej podawać w nadmiernych dawkach i długotrwale, bo może dojść do zatrucia organizmu. Królową ziół jest jednak dla mnie pokrzywa. Na ten temat pisałam nawet pracę dyplomową. W ziołolecznictwie stosuje się ją w całości, czyli i liść i ziele i korzeń i nasiona pokrzywy. Prozdrowotnie działa w szerokim zakresie. Ma właściwości antyoksydacyjne, przeciwzapalne, przeciwbólowe, antyalergiczne, wspomagające w leczeniu cukrzycy. Reguluje metabolizm, cudnie odtruwa organizm.

A co można zrobić z pokrzywą?

Można ją suszyć, mrozić, ale warto podkreślić, że świeża jest dostępna   właściwie przez pół roku. Już teraz zaczyna wychodzić z ziemi, a jest to nieocenione źródło witamin (A, B, C,E,K),  kwasów organicznych, składników mineralnych. Można pić pyszne wzmacniające napary. Pokrzywę można przyrządzać jak szpinak, na cebulce i czosnku, ze śmietanką.  Warto zwrócić uwagę, że zioła należy zbierać tam, gdzie jest czysto. Nie zbieramy ziół przy drodze, przy pryskanych sadach i polach, w okolicy śmietników, wysypisk. Najlepiej pozyskiwać je  w miejscach, gdzie jest dziko lub samemu je uprawiać.

Wymienione przez Panią zioła możemy stosować zawsze, czy należy na coś uważać?

Przede wszystkim na ilość i częstotliwość. Wszystkie zioła należy stosować z rozsądkiem i kierując się wiedzą. Są też wyjątkowe sytuacje jak ciąża, laktacja, poważne choroby. Interakcje z lekami mogą też być bardzo niebezpieczne.

Łatwo dziś Pani znaleźć miejsce do zbierania ziół?

Ja mam już swoje wypracowane, wychodzone, sprawdzone miejsca. Charakterystyczne dla danych ziół. Ale gdy spaceruję wciąż patrzę pod nogi, zawsze może się coś trafić nowego. Niestety niektóre zioła trudno dziś odnaleźć. Wiele się zmienia w otoczeniu, coraz więcej miejsc jest zabudowanych.   Zdarza się, że jeśli nie mamy swojego miejsca, trudno znaleźć dziki bez czarny. Zwłaszcza, że ludzie często próbują się go pozbyć.  A jeśli ktoś ma świadomość, jak wartościowym jest krzewem, to aż serce pęka. W sezonie z rodziną nie korzystamy z kwiatów jedynie prozdrowotnie, ale również jako pyszny dodatek do potraw, na przykład do naleśników. Dzieciaki się zajadają.

Dużo czasu poświęca Pani na zioła?

Bardzo dużo. Najwięcej w sezonie zbiorów i przetwórstwa, wtedy to mogę powiedzieć śmiało, że w ziołach siedzę 24 godziny na dobę. Można się tym zajmować bez końca.

Ma Pani jakieś przesądy dotyczące zbierania ziół?

Nasze babcie były mądre i warto sięgać do ich wiedzy. Co do samego zbierania – głównie kieruję się czasem wolnym. Rzeczywiście są takie najlepsze, najwłaściwsze momenty, kiedy warto zbierać zioła, przed południem, w suchy dzień, podczas kwitnienia.  Na pewno nie warto zbierać roślin mokrych, takich po deszczu lub w porannej rosie, będzie wtedy problem z ususzeniem. Są też takie wierzenia dotyczące zbierania przed pełnią, na „rosnącym” księżycu lub w pełni. Przykładem jest dziurawiec, najlepiej służy ten kwitnący zbierany podczas pełni.  Wydaje mi się, że to fajne akcenty, które podświadomie dodają zebranym ziołom mocy, tworzy się piękna intencja.

Czy można znaleźć jakąś prostą recepturę na zdrowie?

To raczej nie będzie niczym odkrywczym, ale dziś przede wszystkim trzeba znaleźć równowagę między pracą, czasem prywatnym dla rodziny, odpoczynkiem i czasem dla siebie. Tutaj ważna jest też aktywność fizyczna – spacery, bieganie, jeżdżenie na rowerze, cokolwiek, co wymaga wysiłku. Świeże powietrze ma zbawienny wpływ. No i zdrowa, ziołowa dieta:) Plus uśmiech.

Skąd Pani czerpie wiedzę?

Z różnych źródeł, z książek, z internetu, z życiowych doświadczeń.  Są ludzie, którzy mają niebagatelny wpływ na moje podejście do natury. Jedną z tych osób jest na pewno mój mąż Mateusz i jego sposób życia. Przy dzieciach nieprzerwanie się uczę, to one dają mi motywację i napęd ku dalszemu rozwojowi. Mam bardzo bogatą biblioteczkę, z której chętnie korzystam. Moje książkowe autorytety to „Ziołolecznictwo” Aleksandra Ożarowskiego, „Wróćmy do ziół leczniczych” O. Klimuszko, „Leksykon ziół” dr Henryka Różańskiego.  Często zaglądam do książek Łukasza Łuczaja by poszerzyć swoją wiedzę o dzikich roślinach jadalnych i znów przyrządzić coś smakowitego, niebanalnego w kuchni. O pysznych chwastach i kwiatach jadalnych przeczytałam w książkach Małgorzaty Kalemby-Drożdż. Cudownie pisze o ziołach Ruta Kowalska w swojej książce „O czym szumią zioła”. Spory wpływ na moje podejście do życia miała też Agnieszka Maciąg.

Publikuje Pani?

Dotąd robiłam notatki dla swoich potrzeb. Obecnie zaczynam rozwijać mój profil Miętowy Chruśniak.

Miętowy Chruśniak to dla odmiany mazidła. Co je wyróżnia?

Przede wszystkim brak konserwantów. Poszukiwałam naturalnych kosmetyków, którym sama będę mogła zaufać. Długo uczyłam się, jak technicznie robić naturalne mazidło, sporo metodą prób i błędów. Teraz, gdy spotykam jakieś zioła na swojej drodze, szukam pomysłu na ich wykorzystanie – wrzucam je do wybranego oleju, robię macerat. Tak powstało moje ulubione mazidło dobroczynne. Dałam je wypróbować koleżankom. Okazało się, że się sprawdza i służy wielu kobietom.

Co znajduje się w tym kremie?

Same naturalne składniki, przede wszystkim olej jojoba i lanolina, którą zakupuję ze sprawdzonego źródła. Wosk pszczeli sprowadzam z Bieszczadów od zaufanego pszczelarza. Jest w nim również odrobina masła kakaowego. Pachnie lawendą. Doskonale się wchłania. Dziękuję za rozmowę.

Foto: archiwum prywatne Agaty Katafiasz-Matysiak, Miętowy Chruśniak

www.fotomatysiak.pl

Back to top button
Skip to content