Kilka lat temu moją pasją stało się zbieranie płyt gramofonowych, szczególnie przedwojennych, ale także tych produkowanych do lat 50. XX wieku – Państwowych Zakładów Fonograficznych MUZA. Stare płyty są ze mną właściwie od czasu, kiedy zainteresowałem się piosenką retro. Przedmioty, które zbieram nazywane bywają trafnie „kruchymi krążkami”. Określenie to pojawiało się niegdyś często w latach 90. ub. stulecia, w audycjach radiowych Jana Zagozdy „Lubię szum starej płyty”. To właśnie w nich opowiadano o muzyce nagranej na czarnych krążkach, które kręcąc się pod igłą gramofonową, ożywają za każdym razem, gdy ich słuchamy. Żyją życiem ich twórców – kompozytorów, autorów, wykonawców oraz ich poprzednich użytkowników.
Pewnego dnia natrafiłem w antykwariacie na płytę wytwórni Państwowych Zakładów Fonograficznych MUZA opatrzoną numerem katalogowym 2232, na której nagrana była piosenka pt. Marynika, z muzyką Henri Mălineanu’a i słowami Zdzisława Gozdawy i Wacława Stępnia, wielki szlagier lat 50-tych w wykonaniu, i to ku mojemu zaskoczeniu nie Chóru Czejanda, a pani Mirosławy Krajewskiej. Etykieta płyty informowała, że artystka śpiewa z towarzyszeniem zespołu instrumentalnego. Znałem oczywiście aktorkę o tym nazwisku, między innymi z ról w filmach fabularnych, takich jak: „Brunet wieczorową porą”, „Jak być kochaną” czy „Sobie król”. Chciałem jednak sprawdzić czy popularna aktorka i piosenkarka, której głos utrwalony został na płycie, to jedna i ta sama osoba. By się o tym przekonać sięgnąłem do książki, a była nią świetna encyklopedia gwiazd polskiej estrady pt. „Gwiazdy błyszczały wczoraj, t.II”, której autorem jest Janusz Świąder, dziennikarz i biograf gwiazd z Lublina. Okazało się, że na stronie 249 tej pozycji obok krótkiej biografii zamieszczone zostały pierwsze słowa piosenki: „Kogut zapiał sobie i obudził kurki…”. Od tej chwili w mojej głowie zrodziło się pragnienie – odnaleźć panią Mirosławę i spotkać się z nią.
Kiedy otrzymałem od kolegów z teatru numer telefonu pani Mirosławy, od razu do niej zadzwoniłem. Pani Mirosława bardzo ochoczo zareagowała na propozycję spotkania. Wyrażała kilkakrotnie zadowolenie z faktu, że kolejna osoba ją odnalazła i jest zainteresowana poznaniem jej historii.
Po krótkim czasie do takiego spotkania doszło – w jej domu, na Bemowie, w którym przyjęła mnie bardzo życzliwie. Śpiewała mi różne piosenki, które wykonywała na estradzie, m.in. Fiołki z rep. Karola Hanusza, z innym tekstem, o warszawskiej kwiaciarce. Pokazywała mi płytę winylową, którą nagrała wraz z zespołem artystów z Polski we Francji. Wreszcie zagraliśmy płytę szelakową, którą przyniosłem, z jej nazwiskiem na etykiecie. Po odsłuchaniu zadumała się i po chwili powiedziała: „Mój profesor Ludwik Sempoliński miał rację… doradził mi któregoś dnia, żebym wymyśliła sobie pseudonim, bo mogą zdarzyć się sytuacje, że będą mnie mylić z… Mirosławą Krajewską – żoną Wacława Stępnia. Wprawdzie dużo śpiewałam na estradzie, nagrałam nawet płytę we Francji, ale… „Marynika” – to nie ja!”.
Tak to okazało się, że właściwa Mirosława Krajewska, również śpiewająca aktorka, to żona Wacława Stępnia, który razem ze Zdzisławem Gozdawą pisał teksty dla swoich kolegów z Teatru Syrena. Zmarła 1 marca 2019 roku w wieku 94 lat.
Pomyłki bywają kształcące. Moja zaowocowała poznaniem historii kolejnych, nieznanych mi, fascynujących osób z dziedziny teatru i piosenki. Poszerzyłem wiedzę o polskiej fonografii i mogłem podzielić się tą wiedzą z Państwem.
Zachęcam wszystkich Państwa do takich podróży i życzę radości z wielu muzycznych odkryć, które przynoszą prawdziwą satysfakcję.
Jeśli mają Państwo jakieś ciekawe wspomnienia związane ze starą piosenką, polską estradą, zarówno przedwojenną jak i powojenną, może jakieś pamiątki – płyty szelakowe, gramofonowe, stare nuty, fotografie? Proszę do mnie napisać na prywatny adres mailowy: maciej.klocinski@interia.pl
Kogut zapiał sobie i obudził kurki
Konik grzebie nóżką, pusto w żłobie ma
Słonko już wylazło zza różowej chmurki
Krówka ryczy głośno, zaraz mleczko da
Marynika! Marynika!
Nawet oka nie odmyka
Mama przez podwórko woła: wstawaj córko
Nie bądź leń, bo już dzień, bo już dzień
Maryniko! Maryniko!
A ona śpi i śpi, doprawdy jak na złość
Tak może spać i spać i nigdy nie ma dość
Już słychać: wre robota w lesie
Nie śpij, obudź-że się
Maryniko! Maryniko!
No, prędzej, wstawaj, już się zbudź mi
Bo to wstyd przed ludźmi
No, rusz się już, bo trzeba siana dać konikom
Maryniko! Maryniko!
Krówka już z obórki dawno wyszła na błoń
Słonku jest gorąco, przeszło drogi szmat
W sadzie chłopcy zbiegli się pod starą jabłoń
Śmiechem i radością dźwięczy stary sad
Marynika! Marynika!
Lecą jabłka do koszyka
Dzisiaj nie powinno zbraknąć tu nikogo
Spośród nas, słychać więc raz po raz:
Maryniko! Maryniko!
A ona śpi i śpi, doprawdy jak na złość
Tak może spać i spać i nigdy nie ma dość
Co w końcu będzie z tej dziewczyny?
Przecież to są kpiny
Maryniko! Maryniko!
Już z ciebie cała śmieje wieś się
Za robotę weź się,
Gdy rąk nam brak, to niech się w domu nie zamyka
Marynika! Marynika!
Święto – tańczą chłopcy razem z dziewczętami,
Cały tydzień tak się czeka tego dnia.
Jeśli jesteś młody, chodź i baw się z nami
W święto jest wesoło, gdy harmonia gra
Marynika! Marynika!
Jaka piękna ta muzyka
A więc gdy wieczorem tej melodii zabrzmi
Pierwszy ton, chłopców chór woła ją:
Maryniko! Maryniko!
A ona śpi i śpi, doprawdy jak na złość
Tak może spać i spać i nigdy nie ma dość
Żeby rozsądku jakaś szczypta
Co za dziwny typ ta
Marynika! Marynika!
W ten sposób można, jak widzicie
Przespać całe życie.
A gdyby tak wyrzucić z siebie tego lenia
Wszystko jest do naprawienia:
Można rano karmić kurki
Zanieść siano do obórki,
Zebrać jabłek parę koszy,
Trochę poprać, trochę poszyć,
A wieczorem iść na tany
Z jakimś chłopcem roześmianym
I radośnie i z muzyką… (ćśśś…)
Maryniko, Maryniko